Korespondencja z Nowego Jorku
Do ugody Trumpa i demokratów doszło z powodu dyskusji o zwiększenia limitu długu publicznego. Republikanie chcieli jego zawieszenia na 18, 12 i 6 miesięcy, by uniknąć w najbliższym czasie braku funduszy na działalność rządu. Prezydent przychylił się jednak do propozycji ustawodawców z opozycji, którzy chcieli o wiele krótszego, bo trzymiesięcznego, zawieszenie limitu.
Wsparcie propozycji demokratów stanowi kolejny punkt zwrotny w relacjach między prezydentem a jego skrajnie prawicowymi zwolennikami. Najpierw niedowierzanie, potem złość ogarnęły republikanów, na czele z przewodniczącymi większości w Izbie Reprezentantów i Senacie: Paulem Ryanem i Mitchem McConnellem, jak również sekretarzem skarbu Stevenem Mnuchinem. „To są chwile, które mogą zupełnie wykoleić prezydenturę Donalda Trumpa" – stwierdził w wywiadzie dla „New York Timesa" David Bozell, prezes organizacji For America i zagorzały zwolennik prezydenta. „Trump roztrwonił część swojego politycznego kapitału" – dodał.
Porozumienie prezydenta z demokratami to nie tylko gest wzmacniający ich pozycję polityczną, ale kolejny krok w kierunku destabilizacji Partii Republikańskiej. Od lat jest ona zlepkiem niejednomyślnych grup politycznych skupionych pod tym samym szyldem. Zwycięstwo Donalda Trumpa oraz przejęcie przez republikanów większości w Kongresie ukryły na chwilę wieloletnie podziały, ale ich nie zlikwidowały. Trump, który kieruje się swoimi własnymi poglądami i impulsami, nie zrobił nic w kierunku wzmocnienia jedności wśród republikanów.
Obecny układ z demokratami po raz kolejny pokazał, że jest raczej formalną głową tego ugrupowania, a nie jego rzeczywistym liderem, który dba o linię polityczną i jest wierny konserwatywnym zasadom. Partia Republikańska, która obecnie dominuje w Białym Domu oraz w Kongresie, po raz kolejny pokazała, że nie jest silną, mówiącą jednym głosem siłą rządzącej.