Anna Politkowska była i pozostanie jedną z najwybitniejszych dziennikarek w najnowszej historii Rosji. Zastraszano ją, śledzono i nawet próbowano otruć. Mimo wszystko pozostawała zawzięta, precyzyjna i nieprzekupna. 7 października 2006 r. została zamordowana w windzie na klatce schodowej przy swoim moskiewskim mieszkaniu. Zabójca oddał cztery strzały, jeden w głowę. Wstrząsnęły one nie tylko Rosją. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że tego dnia na Kremlu urodziny obchodził Władimir Putin. A ona była przecież jednym z najgłośniejszych krytyków jego rządów. – Pracowaliśmy razem, dostarczałem Annie informacje do publikacji. Nie została zamordowana przypadkowo. Wchodziła tam, gdzie było najbardziej gorąco. Grożono jej, ale zawsze szła do końca, była niezwykle odważną dziennikarką – mówi „Rzeczpospolitej" Lew Ponomariow, dysydent i wieloletni obrońca praw człowieka w Rosji, a niegdyś współpracownik legendarnego profesora Andrieja Sacharowa. – Dopóki w Rosji będzie rządził Władimir Putin, nie poznamy nazwiska zleceniodawcy tego morderstwa – dodaje.
W czwartek upływa 15 lat od jej zabójstwa, a to oznacza, że jeżeli nazwiska mocodawców mordercy nawet się pojawią, to nie poniosą oni kary z powodu przedawnienia. Chyba że rosyjski sąd zadecyduje inaczej i przedłuży termin wygaśnięcia sprawy. Tego domaga się niezależna „Nowa Gazeta", dla której pracowała dziennikarka. Po 15 latach gazeta publikuje wyniki niezwykle zawikłanego śledztwa. W 2014 r. na dożywocie skazano dwóch Czeczenów Łoma-Ali Gajtukajewa i Rustama Machmudowa.
Czytaj więcej
To była mało znana dziennikarka – powiedział prezydent Władimir Putin dzień po jej zamordowaniu.
Pierwszego (zmarł w więzieniu w 2017 r.) uznano za organizatora zabójstwa, drugiego – za bezpośredniego wykonawcę. Z kolei za udział w zabójstwie w 2012 r. skazano na 11 lat więzienia szefa jednego z wydziałów stołecznego Głównego Zarządu MSW podpułkownika Dmitrija Pawliuczenkowa. Obecnie ubiega się o warunkowe zwolnienie z powodów zdrowotnych. Nigdy nie wskazał swoich mocodawców. Powtórzył jedynie wersję rosyjskich władz, które jeszcze w 2006 r. winą obarczały zbiegłego oligarchę Borysa Berezowskiego, a ten w 2013 r. w dziwnych okolicznościach popełnił samobójstwo w swojej willi w Wielkiej Brytanii. Zeznania Pawliuczenkowa postawiły kropkę w sprawie, mimo że wcześniej Komitet Śledczy Rosji sam przyznał, że związek oligarchy z zabójstwem „nie jest potwierdzony materiałami sprawy".
W trakcie trwającego wiele lat śledztwa w sprawie przewijały się nazwiska wysokiej rangi funkcjonariuszy Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) i okazało się, że dziennikarka była śledzona nie tylko przez Czeczenów, ale m.in. przez oficerów MSW. Ustalono również, że telefony zabójców podsłuchiwała FSB. Ale nagrań ich rozmów z 7 października 2006 r. nigdy nie ujawniono.