„Czekałem, co na mnie wyciągną tuż przed wyborami, żeby mi zaszkodzić i wpłynąć na czeskie głosowanie" – już zdążył napisać czeski premier Andrej Babiš, który znalazł się w niechlubnym gronie co najmniej 35 przywódców państw i rządów używających „rajów podatkowych" do ukrywania swego majątku.
On sam za pomocą trzech funduszy zarejestrowanych w rajach kupił sobie dwie wille na południu Francji za 15 mln euro. „Nigdy nie zrobiłem niczego nielegalnego lub złego" – zapewniał jednak na Twitterze. Wybory w Czechach są 8–9 października.
W ogromnym śledztwie dziennikarskim brało udział około 600 dziennikarzy ze 150 redakcji z połowy państw świata, w tym „Wall Street Journal", „Washington Post", francuski „Le Monde", brytyjskie „Guardian" i BBC czy „Gazeta Wyborcza". Przejrzeli 12 mln dokumentów pochodzących z 14 firm zajmujących się finansami, a zarejestrowanych w rajach podatkowych od Panamy i Brytyjskich Wysp Dziewiczych po Singapur.
Czytaj więcej
Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ) dotarło do 11,9 mln dokumentów dotyczących aktywów w rajach podatkowych należących do 35 przywódców państw, ponad 100 miliarderów i ponad 300 funkcjonariuszy publicznych z całego świata.
– Ujawniły obrzydliwą kulturę światowych najbogatszych – powiedziała o „Pandora Papers" brytyjska deputowana, szefowa parlamentarnej grupy antykorupcyjnej Margaret Hodge. Wielka Brytania znalazła się w samym oku cyklonu wywołanego ujawnionymi dokumentami. Okazało się, że ukrywający się przed podatkami najbogatsi (w tym król Jordanii Abd Allah ibn Husajn, rodzina prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa czy ludzie z najbliższego otoczenia Władimira Putina) bardzo lubią inwestować swe nieczyste fundusze w brytyjskie nieruchomości. W podobnych zakupach uczestniczyło 95 tys. różnych firm. Skala procederu zaskoczyła wszystkich, a na władze posypały się gromy, że nie wypełniają swoich obietnic ukrócenia tego procederu.