Jędrzej Bielecki: Z Niemcami będzie Polsce trudniej

Priorytetem Angeli Merkel było utrzymanie naszego kraju w Unii. Dla rządu, który wyłoni się po wyborach, nie to będzie już w relacjach z Warszawą najważniejsze. Ryzyko polexitu rośnie.

Publikacja: 27.09.2021 18:18

Kanclerz Angela Merkel z premierem Mateuszem Morawieckim podczas ostatniej wizyty w Warszawie 11 wrz

Kanclerz Angela Merkel z premierem Mateuszem Morawieckim podczas ostatniej wizyty w Warszawie 11 września

Foto: AFP, Janek Skarżyński

Strategia odchodzącej kanclerz nie bez racji jest krytykowana. Przez prawie dziesięć lat dawała przyzwolenie Viktorowi Orbánowi na budowę coraz bardziej autorytarnego państwa, utrzymując jego Fidesz w Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Jarosław Kaczyński wyciągnął z tego wniosek, że Brukselą przejmować się nie należy, i forsował coraz bardziej radykalną, a jednocześnie bezproduktywną reformę wymiaru sprawiedliwości. Efektem tego jest dziś ostry kryzys między Warszawą i Brukselą, który łatwo może wymknąć się spod kontroli.

Biznes i tożsamość

Merkel uważała jednak, że o ile władza tak Orbána, jak i Kaczyńskiego jest przejściowa, o tyle wielkie poszerzenie Unii z 2004 r. ma wymiar epokowy i nie należy go poświęcać na ołtarzu bieżącej polityki. Ku takiemu rozumowaniu pchała też kanclerz skłonność do odsuwania trudnych decyzji. Dopiero w czasie pożegnalnej wizyty 11 września zdecydowała się bezpośrednio zaangażować w spór o praworządność między Unią i Polską. Dostrzegła grozę sytuacji. Ale bardzo późno.

Armin Laschet, jeśli zostałby kanclerzem, kontynuowałby politykę Merkel wobec naszego kraju. W wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej" przy okazji jego udziału w obchodach rocznicy wybuchu powstania warszawskiego mówił: „Niemcy są świadome historycznej odpowiedzialności wobec Polski". Innymi słowy, zrobią bardzo wiele dla utrzymania Unii w obecnych granicach, fundamentu polsko-niemieckiego pojednania.

Jednak wynik, jaki osiągnęła w wyborach CDU/CSU, jest tak słaby, że gdyby Laschet mimo wszystko tworzył rząd, to z udziałem aż dwóch ugrupowań: Zielonych i liberalnej FDP. Więcej, po raz pierwszy od utworzenia Republiki Federalnej to te mniejsze partie, a nie chadecy i socjaldemokraci, będą decydowały o kształcie przyszłego rządu. One mają wybór, czy związać się z prawicą czy lewicą. CDU/CSU i SPD pozostaje czekać.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Niemcy są inne, przynajmniej trochę inne

Zieloni przyjęli zaś zupełnie inne podejście do Polski w Unii. Dla nich priorytetem jest utrzymanie tożsamości Wspólnoty jako związku krajów demokratycznych i przestrzegających reguł państwa prawa. Granice zjednoczonej Europy schodzą w tej logice na drugi plan. To stanowisko może mieć tym większe znaczenie, że przewodnicząca Zielonych Annalena Baerbock jest typowana na szefową niemieckiej dyplomacji tak w koalicji z CDU/CSU, jak i SPD. Rozumowanie Christiana Lindnera, lidera FDP, jest inne: wszystko dla niemieckiego biznesu. Do tego stopnia, że już w kampanii w 2017 r. sygnalizował możliwość zniesienia sankcji ciążących na Rosji z powodu zajęcia Krymu, byle otworzyć rynki wschodnie dla Volkswagena czy Siemensa. Ale Polsce i to niekoniecznie pomaga. Z naszych informacji wynika, że po raz pierwszy wielkie niemieckie koncerny zaczynają się niepokoić, czy inwestowanie nad Wisłą jest bezpieczne. Przez wątpliwości dotyczące rządów prawa. A to oznacza, że podejście Lindnera i Baerbock zaczyna być zbieżne.

Bez siatki bezpieczeństwa

Koalicja CDU/CSU z Zielonymi i FDP wydaje się dziś najbardziej prawdopodobna z uwagi na porozumienie liberałów i chadeków w fundamentalnej sprawie powrotu do twardej polityki oszczędzania w Unii. Gdyby jednak powstał inny trójpartyjny sojusz z liderem SPD Olafem Scholzem na czele, obawy co do zmiany podejścia Berlina do Polski byłyby jeszcze większe. W kampanii wyborczej przywódca socjaldemokratów co prawda deklarował zdecydowane przywiązanie do NATO, a więc i sojuszu z Polską. Jednocześnie jednak zapowiadał powołanie fundacji na rzecz promocji demokracji i rządów prawa, co wróży ostrzejszy kurs wobec Warszawy. Tym bardziej że Scholz, w przeciwieństwie do Lascheta, nie znalazł czasu na udział w rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Kluczem do zrozumienia jego podejścia wobec naszego kraju mogą też być bliskie związki z Gerhardem Schröderem, kanclerzem, który co prawda okazał się ojcem wielkiego poszerzenia Unii na wschód w 2004 r., ale potem sprzedał się wrogiemu wobec Polski Kremlowi.

Na ostateczną konfigurację niemieckiego rządu możemy jeszcze poczekać wiele miesięcy. Już dziś widać jednak, że będzie to ekipa o wiele słabsza na forum Unii niż ta odchodzącej kanclerz. I z tego powodu znika więc siatka bezpieczeństwa, jaką zapewniał Berlin polskim politykom grającym polexitem. O wypadek, który może się zakończyć wyrzuceniem Polski ze zjednoczonej Europy, będzie teraz o wiele łatwiej.

Strategia odchodzącej kanclerz nie bez racji jest krytykowana. Przez prawie dziesięć lat dawała przyzwolenie Viktorowi Orbánowi na budowę coraz bardziej autorytarnego państwa, utrzymując jego Fidesz w Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Jarosław Kaczyński wyciągnął z tego wniosek, że Brukselą przejmować się nie należy, i forsował coraz bardziej radykalną, a jednocześnie bezproduktywną reformę wymiaru sprawiedliwości. Efektem tego jest dziś ostry kryzys między Warszawą i Brukselą, który łatwo może wymknąć się spod kontroli.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 799
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 797
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił