„Przejęcie władzy w Afganistanie odbyło się znacznie łatwiej niż jej przekazanie od jednego prezydenta USA drugiemu" – szef angielskojęzycznej gazety władz „Global Times" Hu Xijin zacytował dowcipy krążące w chińskim internecie o upadku władz w Kabulu. Xijin i chińscy internauci w mocno cenzurowanej sieci nawiązywali do wydarzeń w Waszyngtonie 6 stycznia. U Amerykanów atak na Kapitol, a talibowie wkroczyli do Kabulu bez walki po ucieczce władz, żartowano.
Blask imperium
„Ryk startujących samolotów i panicznie uciekające tłumy to ostatnie blaski gasnącego imperium" – poeci z rządowej agencji Xinhua również cieszyli się z upadku wspieranego przez USA rządu w Kabulu. Chińskie media obecnie piszą, że „Afganistan to grób imperiów": po Wielkiej Brytanii (w XIX wieku), ZSRS (w XX stuleciu) teraz przyszła kolej na USA. Jednocześnie wszyscy zapewniają, że Chiny nie popełnią błędu poprzedników i nie będą tam interweniować.
W rozmowie z amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi stwierdził, że „chaos (w Afganistanie) jasno pokazuje niebezpieczeństwa narzucania systemu politycznego opartego na obcej kulturze".
Sam Pekin już w kilka godzin po wkroczeniu talibów do stolicy zapewnił, że „szanuje dążenia i wybory ludu Afganistanu". Jednocześnie rzeczniczka Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyraziła nadzieję, że „kraj będzie przekształcał otwarty (na innych) rząd islamski", a „bezpieczeństwo placówek dyplomatycznych zostanie zapewnione". Nie czekając na ostateczną deklarację talibów, Chiny już wcześniej podjęły decyzję o pozostawieniu swej ambasady w Kabulu.
Gdy fundamentaliści pierwszy raz zdobyli władzę w kraju w 1996 roku, Pekin odmówił ich uznania. Teraz komuniści postanowili nie popełniać tego samego błędu. – Chiny mają dziś 17 razy większe PKB (niż w 1996 r. – red.) i czują się supermocarstwem – wyjaśnił jeden z ekonomicznych analityków zachowanie władz w Pekinie.