„Szeryf”, „wielki brat” „twardziel”, „superminister”, a nawet „kryptofaszysta” – takie epitety pod adresem Wolfganga Schäublego, szefa niemieckiego MSW, pojawiają się w niemieckich mediach niemal codziennie. On jednak nic sobie z nich nie robi, gdyż wie, że jest nie do ruszenia.
Jego pozycji nie zagraża nawet porażka, jaką właśnie poniósł w starciu z obrońcami swobód obywatelskich sprzeciwiającymi się jego pomysłom przyznania policji prawa do sprawdzania zawartości prywatnych komputerów. Trybunał Konstytucyjny w swym środowym orzeczeniu ostudził mocno zapał ministra, obwarowując tego rodzaju procedury wieloma warunkami. Ale ich nie zabronił.
– O to nam chodziło – komentował minister, chociaż wszyscy wiedzą, że chciał znacznie więcej. Nadal domaga się prawa do zestrzelenia uprowadzonego samolotu pasażerskiego, gdyby miał zostać użyty tak jak podczas ataku 11 września.
Nie wyklucza też stosowania tortur w śledztwie przeciwko terrorystom. Z tych oraz wielu innych powodów nie przepadają za Schäublem inni członkowie gabinetu Angeli Merkel, nie wyłączając pani kanclerz.Otwarcie krytykują też ministra mieszkający w Niemczech muzułmanie. Dostarczył im w tym tygodniu jeszcze jednego powodu do ataków, opowiadając się w wywiadzie dla „Die Zeit” za prawem europejskich mediów do drukowania karykatur Mahometa. Tych samych, które wywołały dwa lata temu ogromne poruszenie w świecie muzułmańskim.– Wolność prasy jest wartością, która nie może być powodem do używania siły – twierdzi szef MSW. Otwarcie mówi, że dąży do „unowocześnienia” islamu poprzez europeizację.
– Schäuble może sobie pozwolić na wszystko. Jest nie do zastąpienia zarówno w rządzie, jak i w CDU – mówi „Rz” Jochen Thies, politolog i kolega ministra jeszcze z czasów studenckich.