Tłumacze zajmowali wówczas zaledwie cztery kabiny, bo tyle było oficjalnych języków Unii. Dziś w gigantycznych gmachach Brukseli i Strasburga urzęduje 785 parlamentarzystów. Codziennie pracują dla nich dziesiątki tłumaczy, a po korytarzach kręcą się tłumy lobbystów i urzędników.
Parlament systematycznie zwiększa swoją władzę, a kolejne kompetencje dołoży mu od 2009 roku traktat lizboński.
– Z punktu widzenia Polski i interesów nowych państw członkowskich rozszerzanie kompetencji Parlamentu jest korzystne – uważa Jan Olbrycht, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej, wiceprzewodniczący Komisji Polityki Regionalnej.
Już dziś bez zgody Parlamentu nie da się uchwalić unijnego budżetu, a od nowego traktatu eurodeputowani będą również – wraz z rządami – współdecydować o zasadach wydawania unijnych funduszy.
– To oznacza, że zasada solidarności będzie lepiej respektowana – uważa poseł. Rzeczywiście tak się tradycyjnie składa, że PE jest stronnikiem biedniejszych krajów. Mimo że liczba mandatów zależy od liczby ludności, co oznacza, że więcej przedstawicieli mają bogate państwa członkowskie.