Dymitrow, historyk i szef Narodowego Muzeum Historycznego, jest ministrem bez teki odpowiedzialnym w rządzie Bojka Borysowa za politykę wobec Bułgarów za granicą. Według niego wypłacenie odszkodowań za majątki wysiedlonych na początku XX wieku Bułgarów będzie stanowczym warunkiem Sofii w trakcie negocjacji o akcesję Ankary do UE.

W wyniku I wojny bałkańskiej (1912 – 1913) Turcja utraciła prawie wszystkie swe ziemie w Europie. Nowa granica turecko–bułgarska przebiegała blisko Stambułu, a Bułgaria uzyskała obszerny dostęp do Morza Egejskiego. Ale w 1913 r. doszło do II wojny bałkańskiej, w której Bułgarzy utracili część ziem, w tym na korzyść Turcji – Trację Wschodnią z Adrianopolem. Tysiące Bułgarów opuściło swe domy i utraciło majątki.

W 1925 r. Sofia i Ankara podpisały porozumienie; oszacowano ziemie i majątki, za które należały się odszkodowania, lecz nie zostały one nigdy wypłacone. W 1983 roku bułgarskie MSZ oceniło ich wartość na 10 mld dolarów. Obecnie, według Dymitrowa, biorąc pod uwagę utracone korzyści przez prawie 100 lat, Bułgaria powinna się domagać 20 miliardów dolarów. Może na nich skorzystać sam minister – jego rodzina pochodzi właśnie z Tracji Wschodniej.

– To zupełny nonsens – powiedział „Rz” prof. Hasan Unal z Wydziału Stosunków Międzynarodowych tureckiego Uniwersytetu Bilkent. – Od kilku lat, zwłaszcza po powstaniu antytureckiego ugrupowania Ataka, w Bułgarii nasilają się antytureckie wystąpienia. Gospodarka bułgarska jest w fatalnym stanie i politycy tego kraju kierują uwagę społeczeństwa na inne sprawy. Jeśli chcą zniszczyć dobre stosunku turecko–bułgarskie, to ich sprawa. Ale takie wystąpienia świadczą, jak bardzo nieeuropejski sposób myślenia panuje w państwie niedawno przyjętym do UE – dodał.

Według Dymitrowa Turcja może zapłacić, bo po przystąpieniu do UE zyska – „odpadnie konieczność płacenia wielu ceł i akcyz”.