Morze krwi i przyszłość Syrii

Łatwo się rozmawia o przebaczeniu wobec ludzi Baszara Asada, gdy się siedzi w Europie – mówi syryjski pisarz Rafik Schami

Publikacja: 20.01.2013 10:00

Morze krwi i przyszłość Syrii

Foto: AFP, Dieter Nagl Dieter Nagl, DIETER NAGL DIETER NAGL

Coraz częściej słychać opinie, że dni Baszara Asada są policzone. Myśli pan, że to naprawdę koniec jego władzy w Damaszku?

Rafik Schami: Nie sądzę. Szybko traci grunt pod nogami, ale ma po swojej stronie wszystkie służby specjalne, znaczną część armii. Do tego dochodzi poparcie Rosjan, Irańczyków i Hezbollahu. Ale rządzić już nie będzie mógł, odpowiada za zbyt wiele mordów.

Jeśli Asad już nie może rządzić, to znaczy, że nie ma dla niego miejsca w Damaszku. Czyli że jego koniec jest bliski?

Nie. Może na przykład wyjechać z rodziną do Teheranu, dostać tam azyl. Na pewno nie zostanie stamtąd deportowany. A oszczędziłby Syryjczykom tysiące zabitych i wielu zniszczeń.

Jeżeli nie wyjedzie do Teheranu, to jak mógłby wyglądać jego koniec? Czy zostanie zabity, jak przed ponad rokiem libijski dyktator Muammar Kaddafi?

To czyste spekulacje, które nic nie dają. Od losu dyktatora wiele w kraju zależy. To wada dyktatury – dyktator umiera lub jest obalony i znaczna część dyktatury upada wraz z nim. Gdy Asad umrze, następnego dnia zawali się system.

Opowiadał mi pan rok temu, że w czasach pana dzieciństwa w Damaszku, w latach 70., nie wiadomo było, jakiego wyznania był sąsiad. Teraz już chyba wszyscy wiedzą wszystko o sąsiadach. Czy alawici, jako uprzywilejowana dotychczas mniejszość, z której wywodzi się Asad, muszą się obawiać zemsty?

Tak, i to mnie bardzo martwi. Demokracja wymaga przebaczenia, i w pewnym sensie także trochę zapomnienia, bo w innym wypadku nie można żyć z sąsiadami. Polakom się to udało, mimo bolesnej przeszłości.

Mimo bólu trzeba podać przeciwnikowi rękę nad grobami ofiar, bo zemsta to samosąd, odbiera demokratycznemu państwu kotwicę. Oczywiście łatwo nam się rozmawia o przebaczeniu, skoro obaj jesteśmy daleko, w Europie. Jak się natomiast czuje ojciec czy brat, który stracił całą rodzinę? Jemu bardzo trudno będzie przebaczyć, ale gdy zobaczy, że wymiar sprawiedliwości sprawiedliwie rozlicza sprawców, poczuje, że ojczyzna i ludzie rozumieją jego ból, i może w tym znaleźć pocieszenie.

Według danych ONZ w wojnie domowej zginęło już 60 tysięcy ludzi. Jaka Syria może się wyłonić z tego morza krwi?

To jest ważne i drażliwe pytanie, które sobie w opozycji czasem stawiamy. Liczba ofiar jest zresztą wyższa, bo 120 tysięcy ludzi zaginęło. Jest kilka wariantów rozwoju sytuacji. Asad wkrótce upada i powstaje rząd tymczasowy, z części dotychczasowego rządu i z części opozycji. Albo Asad jednak szybko nie upada, wojna domowa staje się jeszcze tragiczniejsza, infrastruktura ulega coraz większemu zniszczeniu, watażkowie rosną w siłę i kraj popada w chaos.

Pojednanie będzie trudne, a chęć zemsty uniemożliwi przejście do demokracji. Kiedyś jednak zaczniemy odbudowywać republikę demokratyczną. Spodziewam się, że najpierw sukces odniesie Bractwo Muzułmańskie, bo jest oportunistyczne i populistyczne, przyjmuje założenie, że islam i szarijat rozwiążą nasze wszystkie problemy i uczynią szczęśliwymi. Bractwo ma dużo pieniędzy z Arabii Saudyjskiej i jest najlepiej zorganizowane, mimo to nie rozwiąże problemów i będzie musiało wkrótce tworzyć koalicję.

Czy będzie to nadal jedna Syria? A może rozpadnie się na części, na quasi-państwa czy kantony, na przykład jedno utworzone przez rządzącą teraz mniejszość alawitów, a inne przez Kurdów czy fundamentalistów sunnickich?

To sam Baszar Asad grozi państwem alawickim. Ale nie będzie żadnej poszatkowanej Syrii, bo kantony nie mają szans na przetrwanie.

Wróćmy do pojednania. Czy możliwe jest ono między mniejszością alawitów a większością sunnitów, po dwóch latach walk i kilkudziesięciu latach dyktatury Asadów, Baszara, a wcześniej jego ojca Hafeza?

Tak, ale trzeba zachować cierpliwość. Opowiadam się w debatach na łamach opozycyjnych gazet za pojednaniem na jasnych zasadach. Powoli musimy się uwolnić od zafałszowanej kiczowatej wizji roztaczanej przez reżim, która mówi o harmonii, a przemilcza prześladowania mniejszości. Musimy się nauczyć być najpierw Syryjczykami, a dopiero potem sunnitami, szyitami, alawitami czy chrześcijanami. Na początku tej debaty szef opozycji Muaz al Chatib, sunnicki duchowny, zwrócił się do chrześcijan, by stanęli po stronie rewolucji. Odpowiedziałem mu w liście otwartym, wytknąłem sporo błędów i próbowałem przedstawić wizję demokratycznej Syrii, w której jest rozdział państwa od religii i wszyscy obywatele są równi wobec prawa.

Pan jest chrześcijaninem, jak ponad 10 procent mieszkańców Syrii. Skoro przywódca opozycyjnej koalicji Muaz al Chatib wzywa chrześcijan, by stanęli po stronie rewolucji, to znaczy, że sunnici, którzy odgrywają najważniejszą rolę wśród przeciwników reżimu, uważają, że chrześcijanie popierają Baszara Asada?

Asadowie, ojciec i syn, korumpowali wszystkie wyznania. W otoczeniu Baszara Asada jest więcej sunnitów niż chrześcijan. To Syryjczycy wiedzą. Jego wice, Faruk asz Szaraa, to sunnita i to pochodzący z miasta Dara, kolebki rewolucji, służył ojcu i synowi od początku. Wielcy hurtownicy i przemysłowcy pochodzą z rodzin sunnickich. Sunnitą jest Mustafa Tlas, były wieloletni minister obrony.

Mustafa Tlas uciekł z kraju. Sunnici opuszczają dyktatora.

On ma prawie 80 lat, był ministrem obrony u obu Asadów, Hafeza i Baszara, teraz mieszka w Paryżu u swojej córki, wdowy po miliarderze i handlarzu bronią. Jego synowie, w tym Manaf, generał najwierniejszej dyktatorowi gwardii republikańskiej, również uciekli z Syrii, bo nie chcieli już uczestniczyć w tych mordach. Także wielu chrześcijan, alawitów i Druzów opuszcza dyktatora – ale o tym się wiele w mediach nie informuje. Podobnie jak i o tym, że wśród kilkudziesięciu tysięcy zabitych większość stanowią sunnici, a obłudnie wyraża się troskę o bezpieczeństwo chrześcijan po upadku Asada.

Czyli syryjscy chrześcijanie nie powinni się bać?

Są w takiej sytuacji jak wszystkie mniejszości na świecie. Mniejszości i dzieci najwięcej tracą w czasie wojny domowej. Ale w Syrii mniejszości stanowią prawie 40 procent mieszkańców. To na dodatek kraj o wysokiej kulturze i z historycznym doświadczeniem wspólnego przezwyciężania kryzysów, w tym dwóch wieków wypraw krzyżowych, czterech wieków okupacji osmańskiej i prawie 30 lat francuskiej.

Wiele państw zachodnich i arabskie monarchie uznały koalicję opozycji z al Chatibem na czele za jedynego prawowitego przedstawiciela narodu syryjskiego. Czy nie za szybko?

Nie za szybko. Jednak poza tym nic nie robią. Rebelianci są pozostawieni samym sobie. Polityczne uznanie było słuszne, ale nie pociągnęło za sobą żadnych działań. Amerykanie postępują ospale, zostawiając pole do działania Rosjanom, którzy dzień i noc kombinują, z jednej strony nawołując do niemieszania się w wewnętrzne sprawy Syryjczyków, a z drugiej wspierając reżim bronią, satelitami, ekspertami wojskowymi i służbami specjalnymi, i to nie potajemnie, całkiem otwarcie. W gruncie rzeczy to hańba dla Zachodu.

To co powinien zrobić Zachód?

Zacząć od prawdziwego bojkotu reżimu i od wspaniałomyślności wobec uchodźców. Na razie raczej jest wspaniałomyślny wobec Asada, a skąpy wobec uchodźców, nie mówiąc już o rewolucjonistach. Pani Clinton co chwilę podchodziła do mikrofonu i nawoływała Asada do ustąpienia, a w tym czasie amerykańskie firmy, np. Blue Coat Systems, dostarczały mu systemy komputerowe, dzięki którym może infiltrować opozycję (zarząd fimy Blue Coat Systems przyznał ponad rok temu, że jego urządzenia były używane przez reżim syryjski, ale zapewniał, że nie wie, jak trafił on w jego ręce - przyp. red.). Zachód zajmuje się drobiazgami, a nie poważył się na najdrobniejszy nacisk na Rosję i Chiny. Podobnie jest zresztą z państwami arabskimi. Po tygodniowym bojkocie chińskich towarów zobaczyłby pan, jak Chińczycy pozwalają upaść Asadowi.

—Rozmawiał Jerzy Haszczyński

Rafik Schami

Syryjski pisarz, publicysta, opozycjonista niezwiązany z żadną organizacją. Od 1972 r. mieszka w Niemczech i od lat pisze po niemiecku. Urodził się w 1946 r. w Damaszku, tam studiował chemię i zaczął pisać. Szybko zainteresowała się nim cenzura. Wyjechał z ojczyzny w wieku 25 lat. Mieszka w Nadrenii-Palatynacie. Opublikował kilkadziesiąt książek tłumaczonych na 27 języków. W Polsce dwa lata temu ukazała się jedna z najważniejszych: „Dłoń pełna gwiazd". Jest chrześcijaninem.

Coraz częściej słychać opinie, że dni Baszara Asada są policzone. Myśli pan, że to naprawdę koniec jego władzy w Damaszku?

Rafik Schami: Nie sądzę. Szybko traci grunt pod nogami, ale ma po swojej stronie wszystkie służby specjalne, znaczną część armii. Do tego dochodzi poparcie Rosjan, Irańczyków i Hezbollahu. Ale rządzić już nie będzie mógł, odpowiada za zbyt wiele mordów.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021