Armia algierska odbiła w końcu kompleks gazowy In Amenas, w którym od środy rozgrywał się dramat zakładników. Wczoraj wiele szczegółów było niepewnych. Znaleziono 25 ciał, ale nie wiadomo, czy wszystkie zagranicznych ekspertów.
Początkowo informowano, że zginęła cała grupa 32 terrorystów. Potem jednak algierska telewizja prywatna podała, że pięciu zostało złapanych. Algierskie władze nie wykluczały, że liczba ofiar może jeszcze wzrosnąć, gdyż wczoraj trwały przeszukiwania zaminowanego przez islamistów kompleksu. Koncerny gazowe, brytyjski BP i norweski Statoil, nie mogły się doliczyć dziewięciu pracowników. Algierskie MSZ podawało, że w wyniku trwającej cztery dni operacji uwolniono 685 pracowników z Algierii oraz 107 z innych krajów.
Atak przeprowadziła najprawdopodobniej organizacja „Podpisujący się krwią", powstała z części Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu. W oddziale było – znowu najprawdopodobniej, bo tylko tak ze względu na kłopoty z dostępem do wiarygodnych informacji można opisywać wydarzenia na algierskiej pustyni – trzech Algierczyków. Reszta pochodziła z kilku innych krajów Afryki Północnej, a także „nieafrykańskich". Nie jest do końca jasne, jakie były motywy ataku. W środę, po opanowaniu kompleksu gazowego, bojownicy utrzymywali, że ich celem było zmuszenie Francji do przerwania swej operacji w Mali.
Dramat w In Amenas zakończył szturm algierskiego wojska