Prezydent Argentyny Nestor Kirchner nie był w stanie ukryć, że go to nieprzyjemnie zaskoczyło, chociaż zapewniał, że „wciąż wierzy w dialog i braterstwo”. Urugwajczyk Tabare Vazquez pospieszył z wyrazami sympatii dla Kirchnera. Nie zmienia to faktu, że fabryka – nim zdążyla zanieczyścić środowisko – zatruła stosunki między dwoma sąsiadami.

Kirchner i Vazquez nie są jedynymi latynoskimi prezydentami, którzy mieli powody, by krzywo na siebie patrzeć w Santiago. Prezydenta Kolumbii Alvara Uribe zmroziła pogłoska, że na odbywający się równolegle „szczyt ludów”, jedzie rzecznik lewicowych Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC) Raul Reyes.

– Jeśli tak – zażądał od Chile – trzeba go zamknąć. Przyjazd Reyesa okazał się wymysłem. Prawdą jest natomiast, że przywódca Wenezueli Hugo Chavez mógł się szczycić w Santiago tym, że rozmawiał z jednym z dowódców FARC o uwolnieniu zakładników. Uribe zgodził się na jego mediację, ale z ciężkim sercem, bo sam przez lata nie mógł poradzić sobie z tym problemem.

Gospodyni szczytu Michelle Bachelet tuż przed przybyciem prezydenta Alana Garcii oddała Peru łup wojenny wywieziony z tego kraju podczas wojny o Pacyfik (1879 – 84): parę tysięcy starych książek. Peru nie zapomniało jednak, że w tej wojnie straciło także kawałek terytorium i że wciąż spiera się z Chile o granicę wód terytorialnych. Ale stosunki obu krajów i tak bardzo się poprawiły po ekstradycji byłego prezydenta Peru Alberto Fujimoriego oskarżanego w Limie o korupcję i łamanie praw człowieka.

Boliwijczycy wciąż nie mogą zapomnieć Chilijczykom, że odebrali im dostęp do Pacyfiku. Prezydentów dzielą jednak nie tylko spory graniczne, ale i ideologia. W siłę rośnie blok antyliberalny, socjalistyczny, któremu przewodzi Chavez. Skupia Wenezuelę, Boliwię, Ekwador, Kubę i Nikaraguę. Tradycyjna lewica rządzi w Argentynie, Brazylii, Chile i Urugwaju. Meksyk i Kolumbia pozostały prawicowe.