Mój wzrok przykuwa leżąca na stoliku broszurka: „Witamy w zakładzie karnym i areszcie Salberga”. Dla gościa spoza Skandynawii brzmi to kuriozalnie. Więzienie znajduje się w gminie Sala, 150 km na północny zachód od stolicy. Może pomieścić 343 osoby. W kraju, gdzie w zakładach karnych przebywa nie więcej niż kilkudziesięciu więźniów, to gigant. Składa się z 12 budynków, zajmuje 21 ha. Każdy ma własną celę. Od 7 do 14 mkw.
To jasne, sterylnie czyste pomieszczenia. W każdym łazienka z prysznicem, wygodne łóżko, nowiutki telewizor, regał, biurko. I telefon, z którego można dzwonić do osób, których numery zgłosiło się personelowi. Trudno byłoby się zorientować, że zwiedzam więzienie, a nie pensjonat, gdyby nie żelazne pręty w ogromnych oknach, żelazne, na biało pomalowane drzwi i szarobure ściany w korytarzach.
Na każdym oddziale dwie kuchnie. Na każdym piętrze – przestronna świetlica z telewizorem plazmowym i skórzanymi fotelami. Dyrektor Christer Fränneby tłumaczy, że personel kieruje się zasadą, iż przestępcy – nazywani tu z szacunkiem klientami – powinni opuszczać mury lepsi, niż gdy ich tu zamykano. – Skazanym należy stworzyć warunki rozwoju – dodaje. Dlatego od pierwszego dnia pobytu więźniowi towarzyszy osoba, która go wspiera.
Skazani nie są izolowani. Najbliżsi mogą im składać całodobowe wizyty. Więzień z rodziną ma do dyspozycji dwa pokoje i kuchnię.
Parom zapewnia się intymność. Pomyślano też o dzieciach. O dziecinnych mebelkach, książkach, grach.