Podczas kongresu Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF) Ziuganow otwarcie atakował Kreml. – Nie potrafili w godny sposób załatwić sprawy kontynuacji władzy – oburzał się na decyzję Władimira Putina o mianowaniu jego następcą wicepremiera Dmitrija Miedwiediewa. Nawoływał swoich towarzyszy do mobilizacji, by zwyciężyć i przywrócić w kraju „władzę ludu pracującego”.

Ziuganow był jedynym pretendentem KPRF do udziału w wyborach prezydenckich. Zdobył poparcie absolutnej większości zebranych. – Oligarchowie muszą zwrócić przedsiębiorstwa zawłaszczone w latach 90. – grzmiał, przedstawiając program wyborczy. Zapowiedział nacjonalizację zasobów naturalnych kraju. Największy aplauz wywołała zapowiedź przywrócenia w Rosji kary śmierci. Ziuganow nie ukrywał, że chce zbudować w kraju „współczesną wersję socjalizmu”. – Będziemy wzorować się na Chinach – oznajmił.

W wyborach chcieliby też wystartować były radziecki dysydent Władimir Bukowski oraz reprezentant Sojuszu Sił Prawicowych Borys Niemcow. Ich szanse oceniane są jednak jako bliskie zera. Centralna Komisja Wyborcza oświadczyła, że Bukowski ma podwójne (rosyjskie i brytyjskie) obywatelstwo, co eliminuje go jako kandydata na prezydenta. Mimo to Bukowskiemu udało się wczoraj zebrać tzw. grupę inicjatywną, która dziś ma zgłosić jego kandydaturę na prezydenta. Niemcow zaś może mieć problemy z finansowaniem kampanii.

W wyborach nie wystartują liderzy demokratycznej partii Jabłoko Grigorij Jawlinski oraz Innej Rosji Garri Kasparow. Nie jest zatem wykluczone, że 2 marca przyszłego roku rosyjska opozycja będzie miała dylemat: głosować na Ziuganowa czy zbojkotować wybory.