Abchazja i Osetia Południowa, a także Naddniestrze liczyły, że wczorajsze posiedzenie rosyjskiego parlamentu będzie krokiem milowym na drodze uznania ich niepodległości.
– Te obrady nie mają statusu ustawodawczego, a więc żadne decyzje wiążące nie mogą podczas nich zapaść – oświadczył jednak Oleg Morozow, wiceprzewodniczący Dumy z ramienia prokremlowskiej Jednej Rosji. Posiedzenie zakończyło się jedynie przyjęciem listy rekomendacji. Najważniejsza z nich, skierowana od razu do MSZ, dotyczy powołania rosyjskich ambasad w stolicach separatystycznych terytoriów. Zdaniem parlamentarzystów sprzyjałoby to rozwojowi współpracy społeczno-gospodarczej i humanitarnej.
Duma rekomendowała również rządowi Rosji przeciwdziałanie “wszelkim próbom zewnętrznej presji politycznej i zbrojnej” na samozwańcze reżimy. Wiceszef MSZ Rosji Grigorij Karasin stwierdził, że sprawa zostanie potraktowana bardzo poważnie. – To szum informacyjny i bełkot – nie krył zażenowania wynikami ekspert ds. Kaukazu w Instytucie Politycznej i Wojskowej Analizy Siergiej Markiedonow. W rozmowie z “Rz” podkreślił, iż się cieszy, że zrezygnował z udziału w obradach, chociaż był na nie zaproszony.
Podobnie zrobiły delegacje mołdawskiego i gruzińskiego parlamentu. Decyzję Mołdawii tłumaczy się osiągnięciem porozumienia z Kremlem w sprawie uregulowania problemu Naddniestrza w zamian za rezygnację Kiszyniowa z aspiracji do sojuszu północnoatlantyckiego. Nieulegająca pod tym względem presji Gruzja postanowiła potraktować sygnały o uznaniu Abchazji i Osetii Południowej przez Rosję jako blef.
– I słusznie – ocenia postawę Tbilisi Markiedonow. Jego zdaniem Gruzja ma szanse na rozwiązanie konfliktu ze swoimi separatystami. – Dla Abchazów powinna się stać bardziej atrakcyjna pod względem gospodarczym niż Rosja – twierdzi.