Prawybory u demokratów, czyli konkurs piękności

W walce Baracka Obamy z Hillary Clinton coraz mniej liczą się głosy wyborców czy delegatów, a coraz bardziej magiczna aura zwycięzcy

Aktualizacja: 15.03.2008 03:07 Publikacja: 14.03.2008 19:24

Prawyborcza batalia, jaką toczą od miesięcy Obama i Clinton, od początku była bitwą na wizerunki. Przyczyna jest prosta: między senatorem z Illinois i byłą pierwszą damą nie ma aż tak wielkich różnic w poglądach, by starczyło im tematów do prowadzenia sporów. Demokratyczni wyborcy w większości spraw zgadzają się i z nim, i z nią. Dlatego dyskusja obraca się wokół spraw abstrakcyjnych.

Przez jakiś czas wydawało się, że ten, kto zdoła roztoczyć wokół siebie aurę prawdziwego przywódcy, zdobędzie większość głosów wyborców, a co za tym idzie – delegatów na partyjną konwencję, która formalnie decyduje o nominacji. Teraz wszystko wskazuje na to, że decydujące będą nie głosy, lecz sama aura.

Liczba delegatów wciąż jest ważna, ale wydaje się mało prawdopodobne, by któremuś z kandydatów udało się zdobyć większość niezbędną do ogłoszenia zwycięstwa. Bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym Obama będzie miał niewielką przewagę głosów delegatów zwyczajnych i o nominacji rozstrzygną superdelegaci, partyjna wierchuszka, która ma z urzędu prawo głosu na konwencji i może wybierać wedle własnego uznania. Superdelegaci zaś będą się kierować dwoma kryteriami – wybieralnością kandydata w wyborach powszechnych (czytaj: jaką szansę ma w starciu z republikaninem Johnem McCainem) i nastrojami wśród własnych wyborców.

Dlatego właśnie walka o wizerunek, która dotąd była przyjętą przez kandydatów formułą kampanii, staje się tak naprawdę całą jej treścią. Od dwóch tygodni trwa więc walka o narzucenie opinii publicznej interpretacji wyników dotychczasowych prawyborów. Obóz Clinton podkreśla, że Obama przegrał w większości dużych stanów, w tym w kilku mających kluczowe znaczenie dla wyborów prezydenckich. Obóz Obamy powtarza, że nie ma stanów ważnych i nieważnych, a sondaże wskazują, że ma większe szanse wygranej z McCainem.

Ostatnio Hillary i Bill Clintonowie zaczęli przebąkiwać, że Obama byłby znakomitym kandydatem na wiceprezydenta. Obama rzecz jasna odrzucił pomysł takiego Dream Teamu, ale Clintonowie wcale nie oczekiwali, że go przyjmie. Chodziło o coś innego: o subtelny przekaz dla wyborców, że Obama jest jeszcze młody, ma czas, powinien się dotrzeć, na przykład u boku tak doświadczonego polityka, jak Hillary Clinton. Oba obozy przerzucają się też oskarżeniami o seksizm (pod adresem Obamy) i rasizm (pod adresem Clinton), co ma służyć nie tylko ukazaniu obłudy drugiej strony. W sposób przewrotny chodzi też o przypomnienie opinii publicznej, że rywal ma mniejsze szanse z McCainem, bo jest kobietą lub Murzynem. Takiego mniej lub bardziej subtelnego obrzucania się błotem będzie coraz więcej.

Prawyborcza batalia, jaką toczą od miesięcy Obama i Clinton, od początku była bitwą na wizerunki. Przyczyna jest prosta: między senatorem z Illinois i byłą pierwszą damą nie ma aż tak wielkich różnic w poglądach, by starczyło im tematów do prowadzenia sporów. Demokratyczni wyborcy w większości spraw zgadzają się i z nim, i z nią. Dlatego dyskusja obraca się wokół spraw abstrakcyjnych.

Przez jakiś czas wydawało się, że ten, kto zdoła roztoczyć wokół siebie aurę prawdziwego przywódcy, zdobędzie większość głosów wyborców, a co za tym idzie – delegatów na partyjną konwencję, która formalnie decyduje o nominacji. Teraz wszystko wskazuje na to, że decydujące będą nie głosy, lecz sama aura.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017