José Ernesto Medellin wygląda na nieprzyjemnego typa. Ten 33-letni Meksykanin czeka w Teksasie w celi śmierci na wykonanie wyroku za gwałt i zamordowanie dwóch amerykańskich nastolatek. Jedną z ofiar udusił jej własnymi sznurówkami.
Sprawa wydaje się oczywista, mimo to trafiła aż do Sądu Najwyższego. We wtorek wydał on większością sześciu do trzech głosów długo oczekiwane orzeczenie. Wywołało ono burzę w mediach.
Problem polegał na tym, że po zatrzymaniu Medellina policja nie poinformowała go, iż jako obcokrajowcowi należy mu się zgodnie z konwencją wiedeńską pomoc konsularna. Ponieważ takich przypadków było więcej, w 2004 roku rząd meksykański skierował do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości skargę na USA w imieniu 51 obywateli Meksyku skazanych na śmierć w Ameryce. Żaden nie został poinformowany o prawach wynikających z konwencji.
Trybunał przyznał rację Meksykanom i nakazał USA odniesienie się do ich skargi. Mimo to sąd w Teksasie podtrzymał wcześniejszy wyrok na Medellina. Wtedy do akcji wkroczyła administracja. Choć jako gubernator Teksasu George W. Bush odmawiał ułaskawiania osób skazanych na śmierć, a jako prezydent był przeciwny podporządkowywaniu się wyrokowi Trybunału, ostatecznie uznał, że Ameryka powinna dotrzymywać międzynarodowych zobowiązań.
Sąd Najwyższy wylał jednak po kuble zimnej wody zarówno na Biały Dom, jak i na Trybunał. Orzekł, że wprawdzie prezydent działał w dobrej wierze, ale nie miał prawa naciskać na sąd stanowy. A orzeczenie międzynarodowego trybunału nie jest wiążące dla teksaskiego wymiaru sprawiedliwości.