W niewielkim, zadbanym domku, jakich wiele w spokojnej miejscowości Amstetten w Dolnej Austrii, ćwierć wieku rozgrywał się horror. W piwnicy, za drzwiczkami z szyfrowym zamkiem, w przez lata budowanych pomieszczeniach – sypialni, kuchni, łazience – wegetowała, obecnie 42-letnia, Elisabeth Fritzl. Oprawcą był jej ojciec, dziś 73-letni Josef.W ciągu 24 lat regularnie gwałcona kobieta urodziła mu siedmioro dzieci. Jedno z powodu braku odpowiedniej opieki medycznej zmarło zaraz po porodzie. Ciała pozbył się Josef Fritzl, paląc je w piecu. Pozostała szóstka nigdy nie została zarejestrowana w urzędach.
Trójka z nich była więziona wraz z matką. Co ciekawe, w domu przez cały ten czas mieszkała żona Josefa, Rosemarie. Ale rzekomo nic nie wiedziała o tym, co się dzieje w piwnicy.
Jedno z dzieci zmarło zaraz po porodzie. Josef własnoręcznie usunął zwłoki – spalił je w piecu
Sprawa pewnie nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie choroba jednego z dzieci – 19-letniej Kerstin. Gdy dziewczyna była u progu śmierci, podrzucono ją do miejscowego szpitala. Podejrzeń nabrali lekarze, którzy bezskutecznie próbowali się skontaktować z jej matką. Zaalarmowana policja dokonała przeszukania domu.
Josef trafił do aresztu, a Elisabeth i jej dzieci znalazły się pod opieką psychologów. To właśnie maltretowana kobieta opowiedziała o tym, co zrobił z nią ojciec. Okazało się, że gwałcił ją, odkąd skończyła 11 lat.Wreszcie 28 sierpnia 1984 roku odurzył ją narkotykami i skutą kajdankami wrzucił do piwnicy, gdzie miała pozostać przez 24 lata. Josef zgłosił zaginięcie córki na policji, a później prawdopodobnie zmusił ją do napisania „listu do rodziców”, w którym prosiła, żeby jej nie szukać. Mimo to policja przez pewien czas poszukiwała dziewczyny. W końcu uznała jednak, że przystąpiła do sekty, i zawiesiła sprawę. Nazwisko Elisabeth Fritzl z Amstetten pozostało jednym z tysięcy w długich policyjnych statystykach zaginionych.