Bilans ofiar wzrósł, gdy w szpitalu zmarła jedna osoba ranna w wybuchu - podała turecka telewizja NTV. Wcześniej minister zdrowia Recep Akdag mówił o "16 obywatelach, którzy zginęli".
Do ataku doszło późnym wieczorem na przedmieściu Gungoren, w europejskiej części dawnej stolicy Turcji. Najpierw niewielki ładunek eksplodował w koszu na śmieci w popularnym pasażu handlowym. Na miejscu zaczął się gromadzić tłum. W kilka minut później powietrzem wstrząsnął drugi, znacznie potężniejszy wybuch. Bomba eksplodowała nieopodal miejsca pierwszego wybuchu, masakrując zgromadzonych ludzi.
Telewizja NTV, której reporterzy jako pierwsi dotarli na miejsce, pokazała dantejskie sceny. Zabici i ranni leżeli zalani krwią wśród kawałków gruzu i odłamków szkła, podczas gdy przerażony tłum uciekał na wszystkie strony. Na miejscu pojawiły się wkrótce dziesiątki karetek i pojazdów policyjnych. Funkcjonariusze utworzyli kordon wokół miejsca eksplozji.
Władze podejrzewają, że zamach jest dziełem Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), walczącej z państwem tureckim od 1984 roku o niepodległość prowincji. Detonowanie małego ładunku „na wabia”, by potem przeprowadzić właściwy atak, jest ulubioną metodą terrorystów PKK. – Policja musi jednak przestudiować jeszcze filmy z kamer monitorujących pasaż – powiedział gubernator Stambułu Muammer Guler.
Atak mógł być odpowiedzią na przeprowadzone w ostatnich dniach ataki lotnictwa tureckiego na cele PKK w północnoirackim regionie Quandil. W niedzielę niedługo przed wybuchami turecka armia podała, że jej samoloty zaatakowały 12 celów kurdyjskich terrorystów. Według źródeł kurdyjskich nalot na położone w górach wioski trwał 1,5 godziny, ale cywile nie ucierpieli, gdyż zostali wcześniej ewakuowani.