Odkąd Brown wraz z żoną i dwójką dzieci rozpoczął tygodniowy urlop na plaży w Southwold w hrabstwie Suffolk, stał się przedmiotem złośliwych komentarzy w brytyjskich mediach. Rodzima prasa nie może mu wybaczyć, że na wakacjach występuje w garniturze, a jego żona w sukienkach „przypominających worek na ziemniaki”.

– Szara marynarka premiera była modna ostatnim razem w 1958 roku, a spodnie w XIX wieku. Dobrze, że chociaż zdjął krawat – komentuje brytyjski dziennik „The Guardian”. Podobnie złośliwie ocenia urlopowy styl Browna brukowiec „The Daily Mail”: „Jego marynarka jest za długa, a spodnie za krótkie. Wygląda sztywno. A kto chce mieć premiera sztywniaka?” – pyta gazeta. Oprócz mediów urlop psują premierowi także protestujący ekolodzy. Ponad 500 członków stowarzyszenia Blyth Estuary Group protestuje od kilku dni na plaży w Suffolk przeciwko bezczynności rządu w sprawie erozji brytyjskiego wybrzeża.

Jakby tego nie wystarczało, może to być ostatni urlop Browna w roli premiera. Pod jego nieobecność partyjni koledzy szykują na niego zamach. Po wyborach uzupełniających w okręgu Glasgow, gdzie kandydatkę laburzystów pokonał szkocki nacjonalista, poparcie dla partii Browna spadło do 27 procent – najmniej od 25 lat.

Zdaniem partii winę za tę klęskę ponosi premier. Jak spekuluje prasa, kluczowi ministrowie myślą o wypowiedzieniu mu posłuszeństwa, a szef dyplomacji David Miliband szykuje się do roli jego następcy. 43-letni szef MSZ, wychowanek Tony’ego Blaira, zapowiedział serię spotkań z lokalnymi liderami partii we wrześniu, by zapewnić sobie poparcie partyjnej bazy. Apetyt na fotel premiera ma także minister sprawiedliwości Jack Straw i wiceprzewodnicząca laburzystów Harriet Harman.