Jeszcze zanim Obama wyszedł przy dźwiękach muzyki U2 na wielką scenę z pseudodoryckimi kolumnami w tle, było jasne, że będzie to wyjątkowy moment w historii amerykańskiej polityki. Nawet U2 nie byłoby pewnie w stanie ściągnąć na stadion Invesco Field w Denver aż 84 tysięcy widzów. Takiego wydarzenia nie widziano od czasów Johna F. Kennedy’ego. Co więcej, pierwszy w historii czarny kandydat na prezydenta z ramienia dużej partii przyjmował nominację dokładnie w 45. rocznicę słynnego apelu Martina Luthera Kinga o rasową równość.
Zainteresowanie było ogromne. By przejść przez kontrolę bezpieczeństwa, tysiące ludzi musiało stać przez parę godzin w kilkukilometrowych kolejkach. Nawet przeciwnicy przyznawali jednak, że Barack sprostał oczekiwaniom. – To było znakomite przemówienie – ocenił szef prawicowego tygodnika „Weekly Standard” i zwolennik republikańskiego kandydata Bill Kristol. Słynący z talentu oratorskiego senator z Illinois rozpoczął od ataku na swego rywala republikanina Johna McCaina.
– Jesteśmy tu, bo kochamy ten kraj za bardzo, by pozwolić na to, aby kolejne cztery lata wyglądały tak jak ostatnie osiem – oznajmił, wypominając McCainowi, że „niemal we wszystkim” zgadza się z prezydentem Bushem. Zarzucił mu także kiepski osąd sytuacji i przywiązanie do prawicowych dogmatów.
Obama, oskarżany często przez przeciwników o zbytnią ogólnikowość wystąpień, przedstawił również zarysy swego programu. Wśród nich zainwestowanie 150 mld dolarów w ciągu dekady w nowe źródła energii, obniżenie podatków dla klasy średniej i uboższych obywateli, likwidację zbędnych wydatków budżetowych, i jak najszybsze zakończenie misji w Iraku. Wskazał też na sporne kwestie etyczne, takie jak aborcja czy małżeństwa homoseksualistów, jako sfery, w których będzie szukał kompromisu.
Zwrócił się również do tych wyborców, którzy wciąż nie są przekonani do głosowania na do niedawna mało znanego polityka o dość egzotycznym pochodzeniu. – Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem typowym kandydatem na to stanowisko. Staję dziś jednak przed wami, bo jak Ameryka długa i szeroka coś zaczyna się zmieniać. Krytycy nie rozumieją, że w tych wyborach nie chodzi o mnie. Chodzi o was – stwierdził wśród ogłuszającego aplauzu.