Ogromna amerykańska flaga powiewająca wirtualnie na telebimie ustawionym za mównicą i wszechobecne hasła: „Służba” i „Po pierwsze, kraj” – wystrój hali Xcel Energy w Saint Paul w Minnesocie, gdzie odbywa się konwencja wyborcza Partii Republikańskiej, podkreśla jej główne przesłanie. Republikanie, nad którymi wisi groźba wyborczej klęski, widzą ostatnią szansę w eksponowaniu kontrastu między pełnym scenicznej charyzmy gwiazdorstwem kandydata demokratów Baracka Obamy i – jak twierdzą – pełnym prawdziwego patriotyzmu poświęceniem i doświadczeniem Johna McCaina. „Republikanie wrócili do ofensywy” – pisał „Christian Science Monitor”.
Z powodu huraganu szalejącego nad Luizjaną program konwencji ruszył z poślizgiem. Ofiarą Gustava padła przede wszystkim odchodząca administracja. Wiceprezydent Dick Cheney, który miał wystąpić na żywo w poniedziałek, nie pojawił się w ogóle, a George W. Bush przemówił z Białego Domu przez satelitę. – Żyjemy w niebezpiecznym świecie i potrzebujemy prezydenta, który rozumie lekcję 11 września. John McCain jest gotowy chronić Amerykę – zapewniał Bush, chwaląc dawnego wroga.
Zdaniem wielu obserwatorów Gustav wyrządził McCainowi dużą przysługę. Kandydat republikanów stąpa bowiem po cienkiej linie: z jednej strony musi się przypodobać sceptycznie nastawionej do niego bazie partyjnej (która wciąż kocha, a przynajmniej szanuje Busha), a z drugiej przekonać wyborców niezależnych, że nie należy go kojarzyć z obecną republikańską prezydenturą.
Ograniczony udział Busha i nieobecność Cheneya pozwolił McCainowi na utrzymanie tej delikatnej równowagi. Prezydent też dorzucił swoje trzy grosze, podkreślając, że McCain zawsze chodzi własnymi drogami.
Ważnym zadaniem każdej konwencji jest przedstawienie kandydata w korzystnym świetle – w przypadku McCaina chodzi o przypomnienie jego bohaterskiej przeszłości. Zadania tego podjął się we wtorek były senator i aktor Fred Thompson, którego McCain pokonał w prawyborach, ale który wciąż cieszy się ogromną popularnością wśród prawicy. – Bycie w przeszłości jeńcem nie kwalifikuje nikogo do prezydentury. Ale świadczy o charakterze – mówił, opowiadając w sposób godny hollywoodzkiej produkcji o wietnamskich doświadczeniach McCaina. Znany z ciętego języka Thompson w roli atakującego krytykował Obamę jako „najbardziej liberalnego i najbardziej niedoświadczonego kandydata na prezydenta w historii”. Inną rolę odegrał na scenie senator Joseph Lieberman, przyjaciel McCaina, osiem lat temu kandydat demokratów na wiceprezydenta. Od tego czasu Lieberman przeszedł długą drogę. – Jestem tu dlatego, że całe życie Johna McCaina jest świadectwem wielkiej prawdy: bycie demokratą czy republikaninem jest ważne, ale nie ważniejsze od bycia Amerykaninem – oświadczył senator.