– Powinienem właściwie poprosić o zwrot kosztów biletu. Nie zobaczyłem nic nowego – mówił jeden z widzów po obejrzeniu filmu „Baader Meinhof Komplex” w kinie w centrum Berlina. Nie jest to opina odosobniona, ale sale kinowe są pełne. Film wszedł właśnie na ekrany.
Potoki krwi, wybuchy bomb, strzelanina, panika polityków, chaos i strach – to wszystko przedstawia najnowszy film o akcjach terrorystów z Frakcji Armii Czerwonej (RAF). Grupy młodych Niemców zdecydowanych na wszystko w walce z amerykańskim imperializmem, „kapitalistycznymi świniami”, pokoleniem swych rodziców przesiąkniętych nazizmem i marzących o rewolucji światowej pod czerwonymi sztandarami.
– Film gloryfikuje terrorystów – twierdzi część krytyków wspieranych przez córkę Ulrike Meinhof. Także szef niemieckiego wywiadu skarży się, że twórcom filmu nie udało się „zdemistyfikować RAF”. – To część naszej historii, o której nie powinniśmy zapomnieć – głoszą inni. Nikt jednak nie pozostaje obojętny.
RAF i takie nazwiska, jak Andreas Baader, Ulrike Meinhof, Gudrun Ensslin czy Brigitte Monhaupt, są doskonale znane i nadal wywołują emocje. Zresztą RAF w wydaniu soft nie przestał nigdy istnieć. W czwartek, w chwili gdy trwały ostatnie przygotowania do projekcji, przed sądem w Berlinie rozpoczynał się proces kilku członków Militante Gruppe, anarchistów oskarżonych o podpalenie wielu samochodów w stolicy Niemiec i Brandenburgii. Przed budynkiem sądu demonstrowali ich zwolennicy. Wśród nich Inge Viett, była członkini RAF. W tym samym czasie grupa lewaków obrzuciła pojemnikami z farbą willę Stefana Austa, autora bestselleru „Baader Meinhof Komplex” i scenarzysty filmu o tym samym tytule.
„Nie istnieją w Niemczech zorganizowane terrorystyczne struktury na wzór RAF” – czytamy w najnowszym raporcie Urzędu Ochrony Konstytucji. Ale spośród 30 tysięcy aktywnych członków grup lewicowych do stosowania przemocy gotowych jest 2 tysiące anarchistów, maoistów, trockistów i ugrupowań tzw. autonomów. – Mit RAF nie umarł. Nie do wszystkich dotarło, że terrorystyczne akcje RAF nie miały nic wspólnego z głoszoną przez nich rewolucyjną ideologią – twierdzi Kai Hirschmann, ekspert od terroryzmu.