W Dublinie przekonywał rząd do traktatu lizbońskiego, w Moskwie negocjował pokojowe zakończenie konfliktu rosyjsko-gruzińskiego, w Paryżu na szczycie strefy euro walczył z kryzysem finansowym. Na francuskie półroczne przewodnictwo w Unii Europejskiej przypadło wyjątkowo dużo gwałtownych wydarzeń.
– Sarkozy nieźle sobie z nimi radzi, choć jeszcze lepiej o tym mówi. Szybko podejmuje decyzje, wychodzi przed szereg – mówi „Rz” Dariusz Rosati, eurodeputowany SdPl. Francuski prezydent tak polubił rządy w Unii, że – jak twierdzi we wczorajszym wydaniu dziennik „Le Monde” – chce je przedłużyć nawet o rok, do końca 2009 roku.
[srodtytul]Rządy w strefie euro[/srodtytul]
Na razie unijne reguły są jednak nieubłagane. Przewodnictwo zmienia się co pół roku i kolejność jest już ustalona na następnych kilka lat. W 2009 roku na czele Unii staną Czechy, a potem Szwecja.Francuski prezydent znalazł więc sposób. Podobno chce szefować eurogrupie, która gromadzi 15, a od 1 stycznia 2009 roku już 16 państw strefy euro. Od dawna zresztą twierdzi, że strefa euro potrzebuje rządu gospodarczego, choć nigdy nie wspominał o swojej kandydaturze. – To dziwne, że mamy jedną monetę, jeden bank centralny, jeden rynek, a nie można mówić o jednej polityce gospodarczej – mówił przed kilkoma dniami Sarkozy w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.
– Traktaty unijne nic nie mówią o eurogrupie, to jest ciało nieformalne. Może więc dowolnie wybrać swojego szefa, spotykać się, kiedy zechce – wyjaśnia „Rz” Jacques Ziller, profesor prawa unijnego na European University Institute we Florencji. Eurogrupa może zyskać na znaczeniu właśnie w 2009 roku, gdy kolejno na czele Unii będą stały państwa spoza strefy euro.Do tej pory eurogrupa spotykała się tylko na poziomie ministrów finansów strefy euro. Zawsze wieczorem przed regularnym posiedzeniem rady ministrów całej UE.