43 proc. byłoby za, 39 proc. przeciw, reszta nie ma zdania. Gdyby policzyć tylko zdecydowanych, to wynik głosowania byłby 53 proc. do 47 proc., co stanowi dokładnie odwrócenie proporcji z referendum, które się odbyło w czerwcu i zatrzymało proces ratyfikacji traktatu lizbońskiego w Unii Europejskiej.

Zmiana zdania ma jednak swoją cenę. Sondaż zakłada, że Irlandczycy dostaliby gwarancje, że nowe unijne prawo nie zmieni kompetencji Unii w sprawie aborcji (Irlandia ma najbardziej restrykcyjne prawo), zobowiązań wojskowych (Irlandia jest neutralna) i podatków (kraj ten ma niskie podatki dla przedsiębiorstw). O ile te gwarancje są łatwe do przeprowadzenia, bo stanowią tylko potwierdzenie istniejącego prawa, to już kolejny postulat Irlandczyków – zachowania prawa do własnego komisarza – wymaga negocjacji. Traktat lizboński przewiduje bowiem zasadę, że od 2014 roku tylko 2/3 państw członkowskich będzie na zasadzie rotacji reprezentowanych w Komisji Europejskiej. Zmiana tej zasady musi się dokonać za zgodą 27 państw członkowskich.

Już po publikacji „Irish Times” Michael Martin, szef MSZ, potwierdził, że prowadzi z Brukselą rozmowy w tej sprawie. – Gdy podobne problemy mieli Duńczycy, Francuzi czy Holendrzy, to pozostałe państwa członkowskie i Komisja angażowały się na rzecz znalezienia dla nich jakichś specjalnych rozwiązań – argumentował.

Od ich wyniku i od stanu irlandzkiej opinii publicznej rząd uzależnia swoją decyzję o powtórce referendum. Premier Brian Cowen ma przedstawić plan na unijnym szczycie 11 – 12 grudnia w Brukseli.