Na tę decyzję czekają nie tylko Czesi. W stronę Pragi z coraz większym niepokojem spoglądają również unijni liderzy. Od1 stycznia Praga przejmuje przewodnictwo w UE. Tymczasem Czechy są jedynym unijnym krajem, który nawet nie rozpoczął ratyfikacji traktatu lizbońskiego, choć proces ten zakończyły już 23 państwa.
– To będzie najważniejsza decyzja w waszej karierze – apelował wczoraj do 15 sędziów prezydent Vaclav Klaus. W kwietniu tego roku senatorzy ze jego eurosceptycznej Obywatelskiej Partii Demokratycznej(ODS) poprosili Trybunał o zbadanie zgodności traktatu z czeską konstytucją, a Klaus poparł tę prośbę. – Ten dokument stanowi zgubne ograniczenie suwerenności narodowej – przekonywał wówczas Klaus.
Wczoraj osobiście przybył do gmachu Trybunału, w którym sędziowie rozpoczęli przesłuchania. – Podejmowanie decyzji znajdzie się w rękach Unii – ostrzegał Klaus. Mówił, że przyjęcie traktatu zmieni zasady członkostwa Czech w UE. – Pozbawi nasze wybrane konstytucyjnie instytucje prawa do podejmowania decyzji dotyczących całej sfery życia publicznego – przestrzegał. I podkreślał, że ratyfikacja nie może nastąpić pod presją międzynarodową ani „krótkoterminowych interesów niektórych czeskich polityków”. Powołując się na art. 9 konstytucji, Klaus oświadczył też, że Czechy nie mogą stać się członkiem państwa federalnego.
Nie zgadzał się z nim wicepremier Alexander Vondra, który przekonywał, że dokument jest dobry dla Czechów. Również premier Mirek Topolanek napisał w „Mlada Fronta Dnes”: „Prawdziwy wybór jest między Lizboną i Moskwą”.
Wczorajsze przesłuchania trwały tylko trzy godziny i zostały przełożone na dziś. Nie spodobało się to Klausowi, zwłaszcza że sędziowie (przewodniczącym jest Pavel Rychetsky, były senator i wicepremier z ramienia socjaldemokratów) nie zgodzili się na dłuższą dyskusję. – Oczekiwałem poważniejszego podejścia – powiedział.