Nikt w Niemczech nie widział jeszcze Toma Cruise’a w roli Clausa von Stauffenberga, ale niemieckie media robią wszystko, aby nie zbił kasy, przynajmniej w ich kraju. Mowa o filmie „Walkiria”, którego premiera odbyła się niedawno w Nowym Jorku. Jest to historia zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 roku w wykonaniu pułkownika von Stauffenberga. Zamach się nie udał. Hitler został lekko ranny w wyniku wybuchu bomby, a zamachowca rozstrzelano następnego dnia w Berlinie.
Film nie ma żadnej głębi, trzyma się wprawdzie wiernie faktów, ale nic z tego nie wynika – brzmią zasadnicze zarzuty. Krytycy nie wróżą mu więc dobrego przyjęcia w Niemczech, bo nie tylko nie pokazuje niczego nowego, ale też nie uwzględnia niemieckiej wrażliwości.
A przecież Stauffenberg to niemiecka świętość narodowa, bohater, który poświęcił życie, ratując honor Niemców w czasach, gdy ogromna większość zarażona była wirusem narodowego socjalizmu. Tak chcą widzieć Niemcy swego bohatera.
„Można oceniać pozytywnie »Walkirię« za to, że wzorem innych eposów hollywoodzkich nie wyolbrzymia postaci głównego bohatera. Ale w tym wypadku mogłoby być inaczej, bo Stauffenberg jest przecież głównym bohaterem spisku, a także filmu” – napisał „Die Welt”. Zdaniem berlińskiego dziennika „Der Tagesspiegel” postaci w filmie wypadają blado, bo nie wiadomo właściwie, dlaczego spiskowcy zerwali z Hitlerem i zaczęli z nim walczyć.
Niemcom nie podoba się także Tom Cruise w roli Stauffenberga. – Może on z powodzeniem pokonywać nowe szczeble w hierarchii scjentologów, ale w „Walkirii” zrujnował ostatecznie swą reputację jako aktor – uznał jeden z krytyków. „Cruise jako Stauffenberg jest mniej więcej tak głęboki jak miseczka płatków kukurydzianych” – podsumował „Welt am Sonntag”. Takich druzgocących recenzji dawno już w Niemczech nie słyszano. Tom Cruise jako producent filmu oraz odtwórca głównej roli nie powinien się dziwić. Słyszał to wszystko w czasie zdjęć do swego filmu w Berlinie. Miał ogromne kłopoty z uzyskaniem zgody na kręcenie w miejscach historycznych. Gdy to się w końcu udało, zniknęła gotowa już taśma. Trzeba było wszystko zaczynać od początku. – Niech pan wraca do Ameryki – nawoływał aktora Berthold hrabia von Stauffenberg, syn bohatera.