Ustawa mówi wprawdzie wyłącznie o pracownikach publicznej służby zdrowia i donosicielstwa medykom nie nakazuje, ale wywołała głośne protesty środowiska lekarskiego, które argumentuje, że to niezgodne z kodeksem deontologicznym. Przypominają, że zadaniem lekarzy jest leczenie, a nie walka z nielegalną imigracją, do czego państwo ma inne służby. Przekonują też, że nielegalni imigranci będą się bali zgłosić do lekarza, co może zaszkodzić im samym, a w przypadku chorób zakaźnych, które często przywożą ze sobą, również włoskiemu otoczeniu. Szef opozycji Walter Veltroni zawyrokował, że to czysty rasizm. Kościół już ogłosił, że w jego placówkach służby zdrowia nielegalni przybysze mogą się czuć bezpiecznie. Przedstawiciel Konferencji Episkopatu Włoch biskup Domenico Centofanti zaapelował, by Izba Deputowanych utrąciła ten i szereg innych punktów ustawy wymierzonych w ludzi potrzebujących pomocy.

Równie wiele kontrowersji wzbudza uznanie nielegalnej imigracji za przestępstwo, a nie jak dotychczas wykroczenie. Karane ma być horrendalną grzywną do 5 do 10 tysięcy euro, choć wobec protestów z projektu wyparowała kara do trzech lat więzienia. Za to w przypadku recydywy nielegalny imigrant może trafić do więzienia na cztery lata. Bezpłatne dotychczas zezwolenie na pobyt czy jego przedłużenie ma kosztować od 80 do 200 euro i będzie na punkty jak prawo jazdy. Jeśli obcokrajowiec wykroczeniami czy przestępstwami punktowy kredyt wyczerpie, będzie musiał opuścić Włochy. Poza tym ustawa zobowiązuje MSW do sporządzenia wykazu wszystkich bezdomnych, a w większości chodzi o nielegalnych imigrantów.

Dla Kościoła i lewicy te zapisy to niedopuszczalne kryminalizowanie nielegalnej imigracji i biedy. Dla rządzącej koalicji to wywiązanie się z wyborczych zobowiązań, bo wygrała rok temu wybory, obiecując wprowadzenie porządku i ukrócenie nielegalnej imigracji coraz częściej we Włoszech kojarzonej z groźną przestępczością. Te obawy częściowo potwierdzają więzienne statystyki. W rzymskich więzieniach i aresztach niemal połowa populacji to obcokrajowcy. Poza tym tradycyjnie ociekające krwią włoskie media niemal codziennie donoszą o gwałtach czy napadach popełnionych przez obcokrajowców.

Problem jest jednak o wiele bardziej złożony i nie wydaje się, żeby kolejny dekret w tej sprawie go rozwiązał. Według szacunków we Włoszech może być nawet milion nielegalnych przybyszy. Państwo nie ma sił i środków, by tych ludzi wyłapać i wywieźć tam, skąd przybyli. Poza tym w przypadku około 600 tys. byłoby to wylewanie dziecka z kąpielą, bo chodzi o nianie, opiekunki staruszków etc. Co więcej, przyłapany nielegalny imigrant, jeśli nie popełnił żadnego przestępstwa, dostaje nakaz opuszczenia Włoch i puszczany jest wolno. Jeśli nie poda tożsamości, po 60 dniach wychodzi z aresztu, jeżeli w ogóle do niego trafi. Jeśli chodzi o przypływających na chybotliwych łódkach nieszczęśników z Afryki (w ubiegłym roku 30 tys.), na ogół nie ma ich gdzie wyrzucić.

Kontrowersyjny dekret jest więc raczej wyrazem bezradności rządu niż panaceum na problem, który już dawno przerósł Włochy. Jedynym wyjściem byłoby zalegalizowanie pobytu nielegalnych imigrantów, by przynajmniej mieć ich pod jakąś kontrolą, co jednak z politycznych powodów nie wchodzi w grę.