Afgańska ofensywa Obamy

17 tysięcy dodatkowych żołnierzy. Amerykański prezydent przekonuje, że wojna z talibami wciąż jest do wygrania. Przyznaje jednak, że sytuacja się pogorszyła

Aktualizacja: 18.02.2009 21:01 Publikacja: 18.02.2009 19:33

USA rozpoczęły działania w Afganistanie w październiku 2001 roku. Na zdjęciu: oddział piechoty w pro

USA rozpoczęły działania w Afganistanie w październiku 2001 roku. Na zdjęciu: oddział piechoty w prowincji Khost, listopad 2008 r.

Foto: AFP

Tuż przed wyjazdem do Kanady w swą pierwszą prezydencką podróż zagraniczną Barack Obama podjął długo oczekiwaną decyzję o wysłaniu wojskowych posiłków do Afganistanu. – Talibowie znów rosną tam w siłę, a al Kaida ich wspiera, zagrażając też Ameryce ze swych baz w Pakistanie – oświadczył Obama, wydając polecenie wysłania do Afganistanu dodatkowych 17 tysięcy amerykańskich żołnierzy w najbliższych kilku miesiącach. Obecnie stacjonuje ich w tym kraju około 38 tysięcy.

Niegdyś sceptyczny wobec tak zwanego przypływu, czyli gwałtownego zwiększenia liczebności wojsk USA w Iraku zarządzonego przez George’a W. Busha, Obama jest teraz zwolennikiem „przypływu” w Afganistanie. Podczas kampanii wyborczej obecny prezydent wielokrotnie podkreślał, że to tam znajduje się „prawdziwy front wojny z terrorystami”. Tymczasem sytuacja w Afganistanie staje się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej niestabilna. Co gorsza, jak co wiosnę, wojska koalicyjne spodziewają się wzmożenia aktywności talibów.

– Sytuacja w Afganistanie wymaga zwiększenia naszych zdolności wojskowych. Zbliżają się ważne wybory, nadchodzi wiosna, obserwujemy wzrost wrogich działań – wyjaśnia decyzję władz rzecznik Pentagonu Bryan Whitman.

Większość obserwatorów w Waszyngtonie jest zdania, że na jednej „fali” się nie skończy i że docelowo Amerykanie mogą zwiększyć swą obecność w Afganistanie do ponad 60 tysięcy.

W zeszłym tygodniu Biały Dom ogłosił, że zamierza przeprowadzić szczegółową rewizję strategii afgańskiej. Analiza ma objąć kilka różnych opracowań rządowych i prywatnych. Do kwietniowego szczytu NATO prezydent Barack Obama chce mieć w ręku raport opisujący stan operacji afgańskiej i kierunki działania w najbliższej przyszłości.

Co do tego, że potrzebna jest poważna zmiana, zgodni są w zasadzie wszyscy eksperci w Waszyngtonie. Autorzy opublikowanego we wtorek raportu „Jak zabezpieczyć Afganistan”, eksperci instytutu RAND Corporation Christine Fair i Seth Jones, zauważają na przykład, że konieczne jest budowanie porządku od poziomu lokalnego w górę, a nie jak dotąd od rządu centralnego w dół. Ich zdaniem konieczne jest też przesunięcie nacisku z własnych działań wojsk koalicyjnych na szkolenie sił afgańskich.

Nawet sekretarz obrony Robert Gates, jedyny członek gabinetu George’a W. Busha, który zachował posadę, przyznaje, że potrzebna jest zmiana, i to bardzo głęboka. – Myślę, że i poprzednia, i obecna administracja doszły do podobnego wniosku: cele, jakie stawialiśmy sobie w Afganistanie, były zbyt szerokie i zbyt odległe w czasie. Potrzeba nam bardziej realistycznych celów, które dałoby się zrealizować w ciągu trzech do pięciu lat – oświadczył niedawno Gates.

Z taką oceną zgadza się współautorka raportu RAND. – To, czy talibowie zostaną w Afganistanie czy nie, nie powinno nas obchodzić. Powinniśmy się skupić tylko na tym, by kraj ten nie stał się oazą dla terrorystów próbujących zaszkodzić Ameryce – mówiła amerykańskim mediom Christine Fair.

Frederick Kagan z konserwatywnego American Enterprise Institute ostrzega jednak przed zbyt niskim stawianiem poprzeczki. Jego zdaniem stworzenie reprezentatywnego systemu politycznego w Afganistanie jest konieczne, by kraj ten nie stał się znowu siedliskiem terrorystów i by wyzwolił się spod wpływów zza pakistańskiej granicy.

[ramka][srodtytul]Musimy być mniej ambitni[/srodtytul]

[b]Rz: Jakie są powody pogarszającej się sytuacji w Afganistanie?[/b]

[b]Steven Biddle, analityk wojskowości : [/b]Powodów jest wiele, ale najważniejsze to: za mało pieniędzy, za mało żołnierzy i ekspertów cywilnych. Nie jest jednak wcale powiedziane, że gdybyśmy nie popełnili żadnego błędu, nie mielibyśmy problemów. Być może wypływają one z samej geografii, historii politycznej oraz struktury społeczneji kulturowej Afganistanu.

[b]Czy zatem wysyłanie dodatkowych oddziałów jest właściwą odpowiedzią?[/b]

To nie cała odpowiedź, ale konieczny jej element. Inne ważne elementy to reforma polityczna w Kabulu, ograniczenie działalności baz talibów w Pakistanie, skuteczniejsze działania na rzecz rozwoju gospodarczego czy lepsza koordynacja działań sojuszników NATO. Zwiększenie liczebności oddziałów musi jednak stanowić fundament tych zmian. Będzie się ono odbywać stopniowo, wolniej, niż byśmy tego chcieli, bo wciąż potrzeba nam wojska w Iraku. Byłoby idealnie, gdyby dało się jutro rano przerzucić do Afganistanu 60 tysięcy ludzi, ale niestety potrzebni są oni gdzie indziej.

[b]Sekretarz obrony Robert Gates mówił o potrzebie zmiany celów w Afganistanie. Twierdził, że dotychczasowe były zbyt ambitne...[/b]

W USA panuje dziś co do tego pełna zgoda. Jest cały wachlarz scenariuszy rozwoju w Afganistanie: od demokracji według modelu szwajcarskiego po drugą Somalię. Nie oznacza to, że musimy zgodzić się na tę drugą skrajność. Cel, do którego powinniśmy zmierzać, leży pośrodku. Administracja Busha chciała zaś drugiej Szwajcarii. To było zbyt ambitne. To, jak dalekie przesunięcie w stronę Somalii będzie dla nas do przyjęcia, jest otwartą kwestią.

[b]Czy zmiana celów oznacza możliwość dogadania się z talibami?[/b]

Bez wątpienia będą próby zawarcia jakiejś ugody, co jest eufemizmem oznaczającym negocjacje z wrogiem. Problem polega na tym, że wróg nie jest wcale monolitem, to zbieranina grup, które pod wieloma względami są równie podzielone jak koalicja międzynarodowa. Nie ze wszystkimi da się negocjować, ale w przypadku niektórych grup na pewno takie próby zostaną podjęte. By jednak miały szanse powodzenia, musi być spełnionych wiele warunków: najważniejszy to zmiana sytuacji militarnej. Nie przechodzi się na stronę kogoś, kto wygląda na przegranego. Dziś talibowie wierzą w to, że będą rosnąć w siłę.

[i]Stephen Biddle to ekspert Rady ds. Stosunków Międzynarodowych w Waszyngtonie, były wykładowca Akademii Wojennej Armii USA[/i][/ramka]

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021