Dwa razy czescy deputowani przekładali termin głosowania. Ale do trzech razy sztuka.
– Wreszcie się udało. Od początku przekonywaliśmy, że traktat jej potrzebny. Teraz jesteśmy spokojni – mówi „Rz” Ondrej Macura, rzecznik socjaldemokratów, którzy gremialnie głosowali wczoraj za przyjęciem traktatu lizbońskiego.
Pochwały pod adresem Czechów – którzy jako ostatni w UE zaczęli proces ratyfikacji – natychmiast posypały się z Brukseli. – To ważny sygnał, że czeski parlament angażuje się w sprawy Europy – oświadczył przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Jednak według wielu komentatorów pochwały mogą być przedwczesne. – Myślę, że dokument zostanie w końcu ratyfikowany, ale nie można wykluczyć niespodzianek. Czeską sceną polityczną wstrząsają dziś turbulencje i traktat może stać się ofiarą polityki wewnętrznej – mówi „Rz” politolog Jirzi Pehe.
Chodzi o podział w Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS) premiera Mirka Topolanka. Część ugrupowania jest za traktatem (w tym Topolanek), ale niektórzy deputowani wręcz grożą, że odejdą z partii, jeśli dokument zostanie ratyfikowany.
Już głosowanie w Izbie Poselskiej dalekie było od jednomyślności. Traktat poparło 125 posłów spośród 197 obecnych na sali. Przeciwko byli komuniści i niemal połowa posłów ODS. Wszystkich 36 media natychmiast określiły mianem rebeliantów. A w Senacie, gdzie ODS jest znacznie silniejsza, może być jeszcze trudniej.