Wenezuela przypomina kraj w stanie wojny. Portów Puerto Cabello i Guamache pilnują marynarka wojenna i Gwardia Narodowa. Wkrótce przejmą kontrolę nad kolejnymi, a także nad lotniskami i drogami. Lewicowy prezydent Hugo Chavez zaczął egzekwować przeforsowaną przez jego zwolenników w parlamencie sprzeczną z konstytucją ustawę centralizacyjną.
Zgodnie z ustawą zasadniczą utrzymanie, zarządzanie i eksploatacja dróg, autostrad, cywilnych portów i lotnisk leżą w gestii stanów. Gubernator Carabobo Henrique Salas Feo już zapowiedział skargę do Sądu Najwyższego. Jego kolega z Tachiry Cesar Perez Vivas chce skarżyć się do Organizacji Państw Amerykańskich.
– Niech Chavez wsadzi mnie do więzienia i zdławi ostatnie tchnienie demokracji, jakie nam zostało – mówi Morel Rodriguez z wyspy Margarita. Henrique Capriles Radonski z Mirandy oskarżył Chaveza, że „chce być właścicielem i panem całej Wenezueli”. „Jesteśmy tu, bo ludzie nas wybrali” – mówił polityk cytowany przez dziennik „El Nacional”.
Na odpowiedź Chaveza nie trzeba było długo czekać. Zarzucił gubernatorom, że administrowane przez nich drogi i lotniska są w złym stanie, a porty służą do przerzutu narkotyków. Kpił ze skarg, które zamierzają wnieść do instytucji krajowych i zagranicznych. – Niech jadą sobie nawet na szczyt na księżyc, a my i tak będziemy robić swoje – oświadczył.
Niepokorne stany zapowiadają protesty uliczne.