W ostatnich dniach zarówno odchodzący premier Mirek Topolanek, jak i większość polityków nawoływała do głosowania na „tak”. Gdyby Senat odrzucił traktat, Czechy znów znalazłyby się w ogniu krytyki całej Unii.
– Wciąż się wstydzimy, że podczas naszego przewodnictwa politycy w kraju nie potrafią się dogadać. Że upadł rząd i wszyscy w UE się z nas śmieją. Gdyby traktat przepadł przez nas, stalibyśmy się głównym winowajcą i wszyscy wytykaliby nas palcami – mówi jeden z czeskich dziennikarzy.
Głosowanie w 81-osobowym Senacie było kluczowe, bo Izba Poselska ratyfikowała dokument już w lutym tego roku. Ale Senat, zdominowany przez eurosceptycznych polityków rządzącej Obywatelskiej Partii Demokratycznej, do ostatniej chwili był w tej sprawie podzielony. Jednak wczoraj debata w parlamencie nawet nie trwała długo. Mimo to niektórzy senatorowie grożą, że zwrócą się do Trybunału Konstytucyjnego.
Za traktatem opowiedziało się 54 z 79 obecnych na sali senatorów (12 z ODS). Być może wielu z nich przekonał ustępujący w sobotę ze stanowiska Topolanek. Tuż przed samym głosowaniem mówił senatorom: – Jeśli traktat lizboński nie zostanie przyjęty, Unia Europejska podzieli się na dwa obozy: kraje tzw. starej Unii i peryferie. W tych drugich znalazłyby się Czechy.
Bruksela natychmiast pokazała, jak bardzo jest zadowolona z decyzji Pragi. – To bardzo dobra wiadomość. Jestem bardzo szczęśliwy, że czeski Senat zaaprobował traktat z Lizbony, co wieńczy proces parlamentarnej ratyfikacji w Republice Czeskiej – powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.