Chociaż po wyborach parlamentarnych z 25 kwietnia Islandia wciąż formalnie nie posiada rządu, premier Johanna Sigurdardottir zapowiedziała, że jak najszybciej złoży w parlamencie projekt ustawy w sprawie rozpoczęcia rozmów o przystąpieniu do UE. Według islandzkiego dziennika „Morgunbladid” zrobi to w ciągu najbliższych dni. „Projekt ustawy trafi do parlamentu najpóźniej w przyszłym tygodniu” – twierdzi gazeta. Sojusz Socjaldemokratyczny pani premier, który wyszedł zwycięsko z wyborów, opowiada się za jak najszybszym wejściem Islandii do Unii, licząc na to, że ten ruch zwiększy zaufanie inwestorów do islandzkiej gospodarki osłabionej przez światowy kryzys finansowy. Jej potencjalny partner koalicyjny Zielona Lewica dotychczas ostro się temu sprzeciwiał. W ostatnich dniach w wyniku rozmów koalicyjnych obie partie osiągnęły jednak porozumienie. Kompromis zakłada, że decyzja o rozpoczęciu rozmów akcesyjnych będzie należała do parlamentu. Jeśli ten zatwierdzi projekt ustawy złożony przez panią premier, w lipcu rozpoczną się formalne negocjacje z Unią.
– Zależy nam na szybkim wstąpieniu do UE i przyjęciu euro. Tylko to pozwoli nam wyjść z kryzysu – podkreśliła kolejny raz Sigurdardottir.Eksperci ostrzegają jednak, że droga do Unii będzie bardzo długa. – Nawet jeśli rozmowy zaczną się w lipcu, to będą trwały co najmniej rok. Kiedy umowa akcesyjna będzie w końcu gotowa, zostanie poddana pod referendum – tłumaczy „Rz” politolog Uniwersytetu Islandzkiego w Rejkiawiku Gunnar Helgi Kristinsson. Według niego nie można wykluczyć, że wtedy Islandczycy wypowiedzą się jednak przeciw wejściu do Unii. – Mówimy o 2011 lub 2012 roku. Do tego czasu wiele może się zdarzyć – ostrzega Kristinsson. Według najnowszych sondaży za rozpoczęciem rozmów z Unią jest 61,2 procent Islandczyków, a 53 procent za przystąpieniem do Wspólnoty. We wrześniu 2008 roku członkostwo w Unii popierało tylko 24,5 procent Islandczyków.