Posąg ma mieć 22 metry wysokości, czyli tyle co ośmiopiętrowy budynek. Na centralnym placu macedońskiej stolicy ma stanąć już w przyszłym roku. Przewidywany koszt budowy – jak właśnie ujawniły władze Skopje – to 4,5 miliona euro.
Choć posąg wciąż znajduje się w sferze planów, Grecy już są wściekli. Od 18 lat nie mogą się pogodzić z tym, że była jugosłowiańska republika przyjęła nazwę Macedonia, podczas gdy tak nazywa się ich historyczna kraina na północy Grecji, którą uważają za prawdziwą spuściznę po Aleksandrze Wielkim. Według nich Skopje nie ma prawa ani do nazwy, ani do wodza.
– To prowokacja i wypaczanie naszej historii. Nawet Henry Kissinger, który niezbyt lubił Greków, powiedział: „Jeśli ktoś trzyma w tej kwestii stronę Skopje, nie rozumie historii”. Macedonia była grecka – mówi „Rz” oburzony prof. Dimitrios Hatzinikolaou z Uniwersytetu w Joaninie.
O prowokacji pisały też greckie media. – To tylko utrudni postęp w negocjacjach między naszymi krajami, a także proces wstąpienia Macedonii do NATO – mówi nam prof. Sotinis Russos z greckiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Dla niego jest oczywiste, kim był Aleksander Wielki: – Ja jestem Grekiem i jestem przekonany, że on też był Grekiem. Historia to oceni.
Ale Macedończycy twardo stoją przy swoim. – Mamy prawo do kulturowego i historycznego dziedzictwa, które dotyczy całego naszego terytorium. W tym do spuścizny po Aleksandrze Wielkim. Ono nie należy wyłącznie do Grecji, gdyż Aleksander Wielki nie był Grekiem – mówi „Rz” macedoński politolog Saso Ordanowski.