Najwyższa w Europie i druga na świecie wygrana – prawie 148 milionów euro – to efekt aż 101 kumulacji, bo od stycznia nikt nie zdołał we włoskim Superenalotto trafić szóstki. W pogoni za fortuną Włosi wydali w tym czasie 2,2 mld euro. Szczęście uśmiechnęło się wreszcie do mieszkańca założonego przed 658 laty niewielkiego miasteczka Bagnone. W jedynej kolekturze w miasteczku, w barze Biffi, skreślił cztery zakłady za 2 euro.
W sobotę wieczorem w Biffi strzelały korki szampana, ale zwycięzca się nie pojawił. Właścicielka utrzymuje, że wie, kto nim jest, ale nie powie. Ponoć otrzymała telefon, w którym mężczyzna dziękował i zapewniał, że o niej nie zapomni. Jedni mówią, że to żyjący samotnie 47-letni hydraulik, inni – że 40-letni robotnik. Kilkunastu najbardziej „podejrzanych” pokazywało ziomkom swoje przegrane kupony. Jedno jest pewne: wygrał człowiek miejscowy, bo do Bagnone, miasteczka na wzgórzu, jakich w Toskanii są setki, mało kto zagląda. Obca osoba natychmiast rzuciłaby się w oczy, bo w Bagnone każdy każdego zna.
Mieszkańcy pocieszają się, że teraz to się zmieni. Centrolewicowy burmistrz Gianfranco Lazzeroni nie posiadał się z radości: – Dziś jesteśmy najsławniejszym miejscem we Włoszech. Teraz już każdy Włoch wie, że Bagnone istnieje i gdzie leży – dodał. Burmistrz ma nadzieję na dopływ turystów, bo miasteczko ze swą renesansową zabudową i wąskimi uliczkami jest naprawdę urocze.
Przy okazji wyliczył, że wygrana przekracza roczny budżet miasteczka aż 70 razy. Wystosował nawet apel do zwycięzcy, żeby nie zapominał o swoim miasteczku. Zwłaszcza że ośrodek sportowy pilnie wymaga remontu. Zastępca burmistrza ma nadzieję, że szczęśliwiec zainwestuje w reklamę lokalnych produktów spożywczych, a szczególnie fioletowej cebulki, która ponoć gdzie indziej nie rośnie. Proboszcz marzy o centrum dla młodzieży, a także o godziwej procesji w dniu patrona miasta, którym nomen omen jest święty Mikołaj.
Ostatnio Włosi wydawali na kupony Superenalotto ponad 50 mln euro dziennie. Aż nie chce się wierzyć, że hazard w powojennych Włoszech miał bardzo trudny start. Zaczęło się w 1946 r. od zakładów futbolowych. Wydrukowano 5 milionów kuponów, ale pojawiło się na nie tylko 34 tysiące chętnych. Druczki zaczęto więc rozdawać fryzjerom, którzy jeszcze w połowie lat 50. XX w. wycierali w nie brzytwy.