Polityk powołuje się na przykład Niemiec. Federalny Trybunał Konstytucyjny rozstrzygał tam, czy Traktat Lizboński jest zgodny z ustawą zasadniczą. Sędziowie doszli do wniosku, że tak. Orzekli jednak, że zmienić powinny się przepisy tak zwanych ustaw towarzyszących. Chodziło o zwiększenie uprawnień rodzimego parlamentu w procesie integracji europejskiej. Ostatecznie Niemcy zagwarantowali sobie, że parlament będzie mógł odrzucić każdą zmianę unijnego prawa, jeśli ta będzie niezgodna z konstytucją.
- Jestem zwolennikiem Traktatu Lizbońskiego. Zależy mi jednak na tym, by Wspólnota nie wykraczała nigdy poza jego ustalenia. Nie można się godzić na żaden zapis, który ograniczałby naszą suwerenność - podkreśla Libicki. Jako przykład podaje przepisy dotyczące obowiązku używania energooszczędnych żarówek. Obejmują one całą Unię. - To oczywiście przykład na poły humorystyczny. Pamiętać jednak należy, że zmiany zaczynają się od rzeczy małych. Unia Europejska jest związkiem państw, który nie powinien przerodzić się w superpaństwo. Niemcy dały tutaj jasny sygnał - podkreśla Libicki.
Czy inicjatywa Libickiego ma szanse powodzenia w Sejmie? - Trudno mi się wypowiadać na temat projektu, którego nie znam. Sprawa na pewno wymaga analizy prawnej - uważa Andrzej Gałażewski (PO), przewodniczący sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej.
Karol Karski (PiS) przekonuje, że problem rozwiązałoby wprowadzenie w życie tak zwanej ustawy kompetencyjnej, przygotowanej przez jego klub. - Problem w tym, że marszałek Komorowski z niewiadomych przyczyn nie chce projektu wprowadzić pod obrady Sejmu - twierdzi.
Aby obywatelski projekt mógł zostać skierowany do Sejmu, potrzeba 100 tysięcy głosów. - Zebranie takiej liczby podpisów to nie problem - uważa Libicki.