W przeddzień ukazania się jej pamiętników 76-letnia Juana Castro Ruz, zwana Juanitą, udzieliła wywiadu meksykańskiej dziennikarce Marii Antoniecie Collins, która spisała jej wspomnienia.
Juanita w latach 50. pomagała braciom w obaleniu rządu Fulgencia Batisty, zbierając pieniądze na walkę zbrojną. Ale gdy doszli do władzy, wystarczyło jej paru miesięcy, by zrozumieć, że się pomyliła. Prześladowania przeciwników, egzekucje, konfiskaty mienia nie miały nic wspólnego z tym, o co walczyła. „Przejrzałam na oczy, gdy zobaczyłam tyle niesprawiedliwości” – mówiła w niedzielę w Miami w Telewizji Univision.
W 1960 r. skontaktowała się z nią żona ambasadora Brazylii. Powiedziała, że chce z nią rozmawiać CIA. Spytała, czy jest gotowa podjąć ryzyko, a ona się zgodziła. Tak zaczęła się jej współpraca z amerykańskimi służbami. Zanim w 1964 r. opuściła wyspę, pomogła wielu ludziom, którym groziły represje. Wspierana przez matkę ukrywała ich we własnym domu. Fidel o tym wiedział, nieraz wyrzucał jej, że osłania zdrajców. Kiedy w roku 1963 umarła ich matka, postanowiła opuścić kraj. Bała się, że po śmierci Liny Ruz brat przestanie przymykać oczy na jej konspiracyjną działalność.
Ostatni raz widziała go na pogrzebie matki. Raul, z którym była najbardziej związana, załatwił jej wizę meksykańską. Wyjechała 19 czerwca 1964 r. Dwa tygodnie później oficjalnie potępiła reżim i odcięła się od braci. Z Meksyku pojechała do USA. Mieszka w Miami. Do 2006 r. prowadziła tam aptekę. Radykalni uchodźcy mieli jej za złe, że ich nie wspiera. Gdy w 2006 r. Fidel ciężko zachorował, mówiła, że jest jej go żal. Ale zawsze wolała Raula, bo był „bardziej ludzki” i okazywał jej i matce więcej serca.
Już w 1964 r. o współpracy pani Castro z CIA pisał dziennik „New Orleans Times-Picayune”. Nieżyjący już agent Phillip Agee w książce „Inside the Company” stwierdził, że Juanita była cenna dla CIA głównie z przyczyn propagandowych.