Odkąd prezydent Felipe Calderon wydał w 2006 roku wojnę kartelom narkotykowym, zapotrzebowanie na takie pojazdy znacznie wzrosło.
Alberto Osmaya, szef prywatnej firmy ochroniarskiej, wiąże to z plagą porwań. – Oficjalnie mówi się o 900 porwaniach rocznie w samym Mieście Meksyk, szacujemy jednak, że w rzeczywistości jest ich dziesięć razy więcej – mówi. – Porywacze mają duże szanse na otrzymanie okupu, a policja jest tak skorumpowana, że odbija zaledwie około pięciu procent uprowadzonych.
[srodtytul]Napady i porwania[/srodtytul]
Biznesmen Gustavo Ininguez doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie czyhają w stolicy na takich jak on. – Mamy w firmie całą flotę samochodów opancerzonych – mówi. – Zawsze poruszam się po mieście takim pojazdem i nigdy nie jeżdżę bez eskorty. Gdy muszę udać się na lotnisko lub mam wcześniej umówione spotkanie, biorę samochód z ciężkim opancerzeniem – klasy B6/B7. Taki, jakiego używają prezydenci i królowie. Zwykłe – klasy B4/B5 – chronią przed większością rodzajów broni palnej, jakiej używa się na ulicach. Ale nie przed wszystkimi. Ochrony przeciwko napadom i porwaniom potrzebuje od 5 do 7 procent mieszkańców stolicy – mówi mój rozmówca.
To około 1,5 mln potencjalnych klientów. Należy do nich Francisco Mureddu, niemiecki biznesmen żyjący w Meksyku od 17 lat. Ze względów bezpieczeństwa codzienne wybiera inną drogę do biura. – Najważniejsza jest prewencja. Nie powinno się wyjeżdżać codziennie o tej samej godzinie, trzeba zawsze zmieniać drogę, lepiej omijać kilka dzielnic. W ten sposób można znacznie zmniejszyć zagrożenie – radzi.