Do tragedii doszło na Sycylii w liczącym 20 tysięcy mieszkańców Bronte u stóp Etny. Dotychczas miasteczko i okolice znane były z uprawy orzeszków pistacjowych i krwawo stłumionej rewolty przeciwko zjednoczeniu Włoch w 1860 roku. Teraz stało się symbolem przekazywania z pokolenia na pokolenie nadal żywej na południu Włoch kultury macho.
Przyczyny tragedii są absurdalne. Przyjaciel ofiary, 13-letniego Matteo, jego rówieśnik, zakochał się w o rok starszej koleżance. O względy dziewczyny zabiegał również inny chłopak, też 13-latek. Wyrośnięty Matteo, broniąc praw swego przyjaciela do dziewczyny, wyzwał na pojedynek i dotkliwie pobił zalotnika. Ten poskarżył się swemu starszemu o trzy lata koledze. Kilka dni później o wpół do
1 w nocy w samym centrum miasteczka 16-letni Mario pobił się z Matteo. Kiedy dostał w twarz, wyjął z kieszeni nóż i ugodził chłopca w serce, a przy okazji ranił innego chłopaka, który próbował ich rozdzielić. Mario uciekł z miejsca zbrodni, ale pół godziny później, gdy Matteo umierał w szpitalu, zgłosił się na policję. Tłumaczył, że wcale nie chciał zabić, że zrobił głupstwo.
Wstrząśnięci Włosi pytają, jak to możliwe, że w Bronte po ulicach o wpół do 1 w nocy wałęsają się 13-letni chłopcy. Ojciec ofiary spał, gdy doszło do tragedii. Teraz zszokowany zapewnia media, że jego syn był spokojnym, dobrze uczącym się chłopcem i w nagrodę dostał w tym roku nową konsolę PlayStation.
Ojciec zabójcy nie komentuje sprawy i nie broni syna, bowiem od lat siedzi w więzieniu za handel narkotykami.