Rekordową sumę – 1,3 miliona euro – tyle szpital w Chateauroux ma wypłacić 63-letniej Annie Amouriq i jej rodzinie.
W sierpniu 1982 r. kobieta udała się do szpitala z bólami przypominającymi skurcze porodowe. „Był ból, ale inny, niż być powinien. Miałam wrażenie, że moje dziecko umiera” – mówiła Amouriq dziennikowi „Le Figaro”. Mimo iż kobieta przyznała, że przenosiła ciążę i że nie chodziła do lekarza, nie poddano jej badaniom.
Chwilę potem urodziła się Elodie. Jej serce nie biło. Kobieta straciła przytomność, a lekarze, mimo protestów ojca, przystąpili do reanimacji dziecka. – Przynieśli mi ją i powiedzieli, że nigdy nie będzie normalna – wspomina kobieta. Elodie ma dziś 28 lat, nie chodzi, nie mówi, jest niewidoma i upośledzona umysłowo. Wymaga opieki 24 godziny na dobę.
W 2000 r., gdy ojciec Elodie umarł na zawał, kobieta rozpoczęła walkę o odszkodowanie. – Opiekuję się nią sama. Nie jestem już młoda, chcę ją zabezpieczyć na przyszłość – tłumaczy Amouriq. W 2008 r. wniosła skargę do sądu w Limoges, żądając odszkodowania od lekarzy za to, że reanimowali jej córkę, zamiast pozwolić jej umrzeć. Skarga została odrzucona. Kobieta złożyła apelację, żądając odszkodowania za błąd w sztuce przy porodzie. Tym razem sąd przyznał jej rację. „Uszkodzenia mózgu u Elodie Amouriq wynikają z ryzyka związanego z przenoszeniem ciąży, co lekarze przeprowadzający poród powinni byli wiedzieć” – pisze sąd w uzasadnieniu wyroku.
Nie pierwszy raz szpital we Francji jest karany za „stosowanie uporczywej terapii”. W 2009 r. sąd w Nimes skazał placówkę w Orange na wypłacenie odszkodowania za reanimację noworodka. Michael ma dziś 7 lat i jest upośledzony umysłowo. Urodził się w stanie śmierci klinicznej. Lekarze przez 20 minut przywracali go do życia. Zdaniem lekarzy oba wyroki są wątpliwe z moralnego punktu widzenia.