Śmierć fotoreporterów

Ich misją było pokazywanie konfliktów z bliska i poruszanie sumień. Zginęli na posterunku z aparatem w ręku

Publikacja: 21.04.2011 20:53

Śmierć fotoreporterów

Foto: ROL

„Jestem w Misracie, w Libii. Ciężki ostrzał ze strony sił Kaddafiego. Żadnego śladu NATO” – napisał brytyjski fotoreporter Tim Hetherington w swojej ostatniej wiadomości na Twitterze. Kilkanaście godzin później pocisk wystrzelony z ręcznej wyrzutni trafił w mur, pod którym skrył się z grupką dziennikarzy. Hetherington i amerykański fotoreporter Chris Hondros zginęli od odniesionych ran. Dwóch innych dziennikarzy zostało rannych. 27-letniego brytyjskiego fotoreportera Guya Martina odłamek trafił w brzuch.

Dziennikarska elita

Zabici dziennikarze należeli do ścisłej czołówki korespondentów wojennych. Relacjonowali wojny w różnych zakątkach świata. 40-letni Hetherington zyskał sławę jako fotoreporter, ale coraz częściej zamieniał aparat na kamerę. W 2007 i 2008 roku spędził wiele tygodni na jednym z najbardziej niebezpiecznych amerykańskich posterunków w afgańskiej dolinie Korengal. Nakręcił tam dokumentalny film „Wojna Restrepo”. Wstrząsający film został obsypany nagrodami. 
– Tim zawsze chciał pogłębić temat, pokazać go z innej strony niż wszyscy. Był wybitnym profesjonalistą, ale przede wszystkim był człowiekiem. Dlatego tak dobrze potrafił wczuć się w ludzkie emocje i je wydobyć. Zjednywał też sobie ludzi, bo był po prostu fajnym kompanem – mówi „Rz” Josh Lustig z brytyjskiej agencji Panos Pictures, dla której od kilkunastu lat pracował Hetherington.

Podobnie wspominają go inni. – Pracowałem z wieloma reporterami wojennymi, ale Tim był wyjątkowy. Miał szczególny talent, a jego zdjęcia pomogły nam nieraz poruszyć serca światowej opinii publicznej – opowiada Peter Bouckaert, szef oddziału Human Rights Watch w Genewie. Z Hetheringtonem widział się zaledwie dwa tygodnie temu w Bengazi.

– Siedzieliśmy w domu jednego z dowódców rebeliantów, który miał cały pokój wypełniony zdjęciami dokumentującymi zbrodnie z czasów Kaddafiego. Poprosiłem Tima, aby pomógł mi zrobić archiwum. Choć konkurencja w tym zawodzie jest ogromna, on wziął sobie dzień wolny i zamiast robić swoje, cierpliwie kopiował fotografię za fotografią dla przyszłych pokoleń Libijczyków. Taki właśnie był. Zawsze miał czas, by pomóc innym – wspomina Bouckaert. 
Kiedy w środę świat obiegła wiadomość, że Hetherington został zabity w Libii, przyjaciele postanowili zrobić wszystko, by jak najszybciej sprowadzić jego ciało do kraju. Całą noc organizowali transport i chłodnię. Pomoc zaoferowało dowództwo armii USA w Afryce. Wojskowi nie ukrywają, że po pobycie w Afganistanie Brytyjczyk stał się dla nich jak brat.

Życie poza wojną

41-letni Amerykanin Chris Hondros też pojechał do oblężonej przez wojska Kaddafiego Misraty, by pokazać cierpienie cywilów. – Chris kochał życie. Chyba dlatego tak go bolała krzywda niewinnych ludzi dotkniętych przez konflikt. I z tej perspektywy starał się pokazywać wojny – mówi „Rz” Todd Bennett, przyjaciel zabitego dziennikarza. Hondros fotografował konflikty m.in. w Nigerii, Gruzji, Afganistanie, Kosowie i Angoli. W Iraku był kilkanaście razy. Jego zdjęcia pojawiały się na  pierwszych stronach „Economista”, „Newsweeka”, „New York Timesa” i „Washington Post”. Był laureatem nagrody World Press Photo i złotego medalu Roberta Capy. Został nominowany do  Pulitzera.

– Kiedy nie był na wojnie, to całymi dniami siedział w ciemni. Ale gdy z niej wyszedł, to żył pełnią życia. Uwielbiał muzykę klasyczną, jak szalony grał w szachy. Kiedy się spotykaliśmy, popijał martini i opowiadał, gdzie następnym razem musi pojechać – wspomina Bennett. Z  Hondrosem poznał się jeszcze na studiach. Potem obserwował, jak błyskawicznie rozwija się kariera przyjaciela, który został czołowym fotoreporterem słynnej agencji Getty Images. – Martwiłem się o niego, kiedy pojechał do Libii. Będzie mi go brakować – mówi Bennett.
Śmierć reporterów wstrząsnęła środowiskiem dziennikarzy. – Każdy z nas ma wytyczone granice, których stara się nie przekraczać. Ale im więcej razy się jeździ na wojnę, tym bardziej te granice się przesuwają. Niektórzy się w końcu znajdują na pierwszej linii frontu i nie potrafią bez tego żyć. A robienie w takich warunkach zdjęć jest jednak wbrew instynktowi samozachowawczemu – mówi Kuba Kamiński, fotoreporter „Rz”, który razem z naszym wysłannikiem Jerzym Haszczyńskim przez kilkanaście dni relacjonował wojnę w Libii.
– Fotoreporterzy są wystawieni na wielokrotnie większe niebezpieczeństwo niż inni dziennikarze. Nam wystarczą dwa dni blisko frontu, potem musimy szukać rozmówców, którzy opowiedzą nam historię. Oni muszą być jak najbliżej wydarzeń i dlatego częściej płacą najwyższą cenę – mówi Jerzy Haszczyński.

Hondros i Hetherington, jak wiele osób w tym zawodzie, zwlekali z założeniem rodziny. 
– Kiedy w Bengazi jedliśmy lunch, Tim opowiadał mi o swojej pięknej narzeczonej z Somalii. Widać było, że jest zakochany. Powiedziałem mu, jak dzieci zmieniły moje podejście do życia. Stwierdził wtedy, że już do tego dojrzał i chciałby zwolnić tempo – opowiada Peter Bouckaert z HRW.

„Jestem w Misracie, w Libii. Ciężki ostrzał ze strony sił Kaddafiego. Żadnego śladu NATO” – napisał brytyjski fotoreporter Tim Hetherington w swojej ostatniej wiadomości na Twitterze. Kilkanaście godzin później pocisk wystrzelony z ręcznej wyrzutni trafił w mur, pod którym skrył się z grupką dziennikarzy. Hetherington i amerykański fotoreporter Chris Hondros zginęli od odniesionych ran. Dwóch innych dziennikarzy zostało rannych. 27-letniego brytyjskiego fotoreportera Guya Martina odłamek trafił w brzuch.

Pozostało 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020