Wsparli Obamę, dostali posady i kontrakty

Prawie 80 procent darczyńców najhojniej wspierających kampanię prezydenta dostało od rządu pracę lub zlecenia

Publikacja: 18.06.2011 01:18

Wsparli Obamę, dostali posady i kontrakty

Foto: AFP

Miliard dolarów – na tyle w 2008 roku opiewał rachunek za wyścig Baracka Obamy do Białego Domu. Rekordową w historii USA kwotę udało się zebrać dzięki takim sympatykom, którzy sami dali albo pomogli zebrać na kampanię od 50 tysięcy do ponad pół miliona dolarów.

Według raportu Center for Public Integrity – waszyngtońskiej organizacji non profit zajmującej się dziennikarstwem śledczym – takich osób było 556. 184 darczyńców lub ich małżonków otrzymało potem pracę w administracji rządowej. Odsetek nagrodzonych skacze jednak szybko w górę, gdy spojrzy się na najhojniejszych darczyńców.

Z dziennikarskiego śledztwa wynika, że 27 z 36 osób, dzięki którym sztab Obamy wzbogacił się o co najmniej 500 tysięcy dolarów, zajęło "najważniejsze stanowiska w administracji" – od ambasadorów po doradców ekonomicznych.

– Ludzie, którzy dostali te stanowiska, otrzymali je z powodu swoich kwalifikacji. W niektórych wypadkach zdarza się, że byli jednocześnie darczyńcami. Ale jest oczywiście dużo więcej przypadków, w których pracę dostali ludzie, którzy darczyńcami nie byli – tłumaczy rzecznik prezydenta Jay Carney.

Z polityki kadrowej promującej darczyńców musiał się tłumaczyć już jego poprzednik Robert Gibbs, gdy okazało się, że Obama wysłał na ambasadorów ważnych darczyńców. Wśród nich był Louis Susman, emerytowany bankier inwestycyjny z zerowym doświadczeniem w dyplomacji, który objął placówkę w Londynie, bo – jak tłumaczył poprzedni rzecznik Białego Domu – "mówi po angielsku".

– Od bardzo dawna kolejni amerykańscy prezydenci mianują najhojniejszych darczyńców na różne stanowiska. Czasem mają oni odpowiednie kwalifikacje, a czasem nie – mówi "Rz" Tom Schatz, prezes waszyngtońskiej organizacji Citizens Against Government Waste.

– Wątpię jednak, by Kongres wprowadził prawo ograniczające tę praktykę, bo obu partiom zależy, by ich prezydent miał możliwość obsadzania stanowisk – dodaje Tom Schatz.

Na posady liczyć będą też pewnie osoby, które wesprą przyszłoroczną walkę o reelekcję. Będzie co najmniej tak kosztowna jak batalia z 2008 roku.

Członkowie sztabu Obamy walczą też jednak o drobne kwoty. Zwolennicy prezydenta dostali więc ostatnio e-mail zatytułowany: "kolacja".

"Polegamy na zwykłych Amerykanach, którzy dają tyle, na ile ich stać, więc chciałbym spędzić trochę czasu z kilkorgiem z was" – czytamy w liście od Baracka Obamy. "Jeśli dzisiaj złożycie swój datek, automatycznie otrzymacie szansę na bycie jedną z czterech osób, które zasiądą ze mną do kolacji. Proszę, wpłaćcie dzisiaj co najmniej pięć dolarów" – zachęcał gospodarz Białego Domu.

Organizatorzy loterii, której nagrodą jest udział w "swobodnej kolacji wśród przyjaciół", podkreślili przy okazji, że większość sztabów wyborczych zaprasza na kolacje tylko wysoko postawionych gości.

Miliard dolarów – na tyle w 2008 roku opiewał rachunek za wyścig Baracka Obamy do Białego Domu. Rekordową w historii USA kwotę udało się zebrać dzięki takim sympatykom, którzy sami dali albo pomogli zebrać na kampanię od 50 tysięcy do ponad pół miliona dolarów.

Według raportu Center for Public Integrity – waszyngtońskiej organizacji non profit zajmującej się dziennikarstwem śledczym – takich osób było 556. 184 darczyńców lub ich małżonków otrzymało potem pracę w administracji rządowej. Odsetek nagrodzonych skacze jednak szybko w górę, gdy spojrzy się na najhojniejszych darczyńców.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017