Anna Słojewska z Brukseli
Przez najbliższe pół roku unijne paczki z żywnością mają dotrzeć do głodujących w trzech koreańskich prowincjach. Program pomocy, który obejmie 650 tysięcy ludzi i będzie kosztował 10 mln euro, ogłosi dziś w Brukseli unijna komisarz ds. pomocy humanitarnej Kristalina Georgijewa. Z "Rz" porozmawiała wcześniej i opowiedziała nam o ustaleniach unijnej misji, która na miejscu widziała głodnych ludzi.
– Ludzie głodują. Niewątpliwie niedobór kalorii w dłuższym terminie prowadzi do wzrostu śmiertelności. Czy już ma to miejsce? Eksperci byli tam tylko dziewięć dni. To zbyt mało, żeby zaobserwować takie przypadki. Ale niewątpliwie przy 400 kaloriach dziennie ludzie zaczynają chorować i w końcu umierają – mówi Georgijewa.
Zimowa klęska
Według ustaleń pięciu unijnych ekspertów, którzy odwiedzili Koreę Północna w maju, tak zła sytuacja żywnościowa nie wystąpiła w tym kraju od lat. Jest to splot trzech czynników. Zeszłoroczne deszcze znacząco zredukowały plony. Potem przyszła surowa zima, z temperaturą najniższą od 60 lat, a jednocześnie bardzo małą ilością śniegu. To bardzo pogorszyło zbiory wiosenne, według niektórych szacunków do 30 proc. normalnych dla tej pory plonów. Na domiar złego zwierzęta hodowlane zdziesiątkowała epidemia pryszczycy. Wszystko razem doprowadziło do dramatycznego zmniejszenia racji żywnościowych. – Z poziomu 400 gramów zbóż na początku kwietnia spadły one do 150 gramów w czerwcu. A to mniej niż garść ryżu – mówi komisarz. Eksperci oceniają, że sytuacja jeszcze się pogorszy, a pewne oznaki poprawy mogą się pojawić w październiku wraz z pierwszymi plonami. W Korei Północnej byt aż 16 z 24 mln ludności zależy od racji żywnościowych. Według oceny ONZ 6 mln może dotknąć klęska głodu. Szczególnie narażone są dzieci do piątego roku życia, kobiety w ciąży i karmiące, ludzie starsi, pacjenci w szpitalach.
Uchylone drzwi
Unijne misje zostały potraktowane w sposób bezprecedensowy, który świadczy o tym, że faktycznie władze w Phenianie przyznały, że w ich kraju panuje głód. – Eksperci uzyskali niespotykany wcześniej wolny dostęp do szpitali, przedszkoli, żłobków, prywatnych domów, targów, centrów dystrybucji żywności. I to one wyznaczały miejsca, a nie gospodarze. Pytali np., czy mogą odwiedzić to konkretne przedszkole i władze wyrażały zgodę – opowiada Georgijewa. Co doprowadziło do takiej otwartości? – Nie wiem oczywiście, co dzieje się w głowach północnokoreańskich przywódców. To może być akt desperacji, bo sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Może być tak, co mówią inni uważni obserwatorzy, że następuje nieco większa otwartość – mówi bułgarska komisarz.