Zgodnie z podpisaną w piątek na Kremlu deklaracją Eurazjatycka Unia Gospodarcza ma ruszyć 1 stycznia 2015 roku. Przywódcy Białorusi, Kazachstanu i Rosji Aleksander Łukaszenko, Nursułtan Nazarbajew i Dmitrij Miedwiediew zobowiązali się, że do tego czasu ujednolicą przepisy celne i gospodarcze.

EUG to pomysł premiera Władimira Putina, który w przyszłym roku wystartuje w wyborach prezydenckich.

„Wiadomo po co Putinowi ten projekt" – napisał na stronach opozycyjnej białoruskiej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej jej lider Anatol Lebiedźka. Jego zdaniem premier chce się zapisać  w historii Rosji nie tylko jako człowiek, który uratował ją przed rozpadem, lecz także jako przywódca, który zjednoczył wokół Moskwy byłe republiki ZSRR. „Rosja dominuje w tym projekcie i tym różni się on od Unii Europejskiej, w której porównywalny potencjał gospodarczy ma kilka krajów" – dodaje Lebiedźka, nazywając EUG nowym ZSRR. Podobnego zdania jest inny lider białoruskiej opozycji Aleksander Milinkiewicz. Jak zauważył w rozmowie z „Rz", gospodarki bogatych w surowce Rosji i Kazachstanu bardzo się różnią od białoruskiej. – Poza tym  żaden z integrujących się krajów nie jest demokratyczny. Ta unia będzie zatem unią krajów niedemokratycznych, czyli nowym ZSRR – oświadczył Milinkiewicz.

Wojnę EUG wypowiedziała najstarsza partia opozycyjna Białoruski Front Narodowy. W specjalnym oświadczeniu jej liderzy oznajmili, że podpisane przez Łukaszenkę porozumienia grożą Białorusi utratą niepodległości.

– Utrata niepodległości, to chyba zbyt mocne określenie – protestuje w rozmowie z „Rz" rosyjski politolog Andrej Suzdalcew. Jest przekonany, że Łukaszenko zgodził się na integrację tylko po to, by uzyskać od Rosji kredyty i preferencje gospodarcze. – W sytuacji, gdy integracja zagrozi jego władzy, będzie ją torpedował, jak robił to wcześniej niejednokrotnie – uważa ekspert. Dopuszcza jednak, że mający doświadczenie w grach z Łukaszenką Kreml nie da mu na to szansy.