Korespondencja z Brukseli
Komisja Europejska proponuje stworzenie wspólnych obligacji stabilizacyjnych, zwanych wcześniej euroobligacjami. – Każdy z inwestorów będzie mógł zażądać spłaty od któregokolwiek ze współemitentów – tłumaczył w Brukseli Oli Rehn, unijny komisarz polityki gospodarczej. Czyli np. grecki dług musiałby zostać spłacony przez Niemcy, Finlandię, Austrię czy którekolwiek z 17 państw strefy euro. To wariant skrajny w przypadku niewypłacalności jednego z rządów, bo państwa wcześniej umówiłyby się między sobą, że każde obsługuje i spłaca swoją część długu ze wspólnych emisji.
Bruksela na razie proponuje trzy warianty euroobligacji (pisaliśmy o tym w „Rz" z 22 listopada). Konkretne przepisy przedstawi po przeprowadzeniu konsultacji rynkowych i wysłuchaniu opinii rządów. Jedna z nich zabrzmiała już wyjątkowo mocno. – Komisja przedstawia różne warianty euroobligacji, tak jakby mówiła, że możemy rozwiązać obecne problemy wspólnej waluty przez kolektywizację długu. Uważam to podejście za skrajnie nieodpowiednie – powiedziała w Bundestagu Angela Merkel.
Szef KE zapytany wprost, dlaczego przedstawia projekt tak zdecydowanie odrzucany przez największe państwo strefy euro, odpowiedział, że jest jego obowiązkiem analizowanie różnych mechanizmów antykryzysowych. – Z moich kontaktów wynika, że Niemcy nie są zasadniczo przeciwne. Chodzi raczej o czas – powiedział José Barroso. I zapewnił, że euroobligacje to rozwiązanie długoterminowe. – To zajmie lata – przyznaje Benedicta Marzinotto, ekspertka z Instytutu Bruegela.
Zaletą euroobligacji, zdaniem KE, jest stworzenie wielkiego i płynnego rynku długu, porównywalnego z amerykańskim. To miałoby umożliwić strefie euro uzyskanie niższego oprocentowania i obniżenie kosztów obsługi zadłużenia. Na pewno sprawdzi się to w przypadku krajów o wyższym ryzyku, takich jak Grecja czy Hiszpania. Ale niekoniecznie w przypadku Niemiec. Stąd tak wielki opór Berlina, który boi się, że będzie musiał płacić inwestorom wyższe oprocentowanie za swój dług. Bo w jednym worku z napisem „eurodług" będzie on już nie do odróżnienia od greckiego. Według Brukseli te obawy można jednak zniwelować przez stworzenie systemu gwarancji.