Po miesiącach niezwykle chaotycznej kampanii nadszedł czas na wielki sprawdzian i eliminację najsłabszych kandydatów. Po dzisiejszych prawyborach w Iowa – ma w nich wziąć udział ok. 120 tys. osób – z wyścigu po partyjną nominację wycofa się zapewne co najmniej jeden z siedmiu kandydatów. Zwycięzca może zaś zyskać przewagę, która bardzo mu się przyda podczas kolejnych miesięcy walki.
Głosowanie w Iowa to bowiem dopiero początek całej serii prawyborów. W następny wtorek Ameryka będzie śledzić głosowanie w New Hampshire. Jeszcze w styczniu prawybory odbędą się też w Karolinie Południowej i na Florydzie. Zwolennicy republikanów w kolejnych siedmiu stanach będą głosować przed tzw. superwtorkiem, gdy jednego dnia zagłosują mieszkańcy aż 12 stanów.
Zwycięski kandydat potrzebuje poparcia ponad połowy z 2282 delegatów na konwencję partyjną. Ich liczba w danym stanie jest proporcjonalna do liczby mieszkańców. Delaware deleguje ich więc 28, a Kalifornia 172. Oficjalne namaszczenie partyjnego zwycięzcy odbędzie się podczas konwencji pod koniec sierpnia. Na początku września podczas swojej konwencji Partia Demokratyczna oficjalnie wyznaczy na kandydata Baracka Obamę.
Według najnowszych sondaży i w Iowa, i w New Hampshire na prowadzeniu jest Mitt Romney. Były gubernator Massachusetts nie jest wprawdzie ulubieńcem republikańskich mas, ale stopniowo udaje mu się przekonywać coraz więcej osób, że to on ma największe szanse, aby w listopadzie pokonać Obamę. Jeśli wygra i dziś, i za tydzień, przejdzie do historii jako pierwszy republikanin, któremu to się udało. Według partyjnych strategów losy walki o nominację mogłyby być wówczas praktycznie przesądzone.
Na razie co bardziej konserwatywni republikanie wciąż nie są pewni, czy naprawdę mogą Romneyowi zaufać. Ten już jednak walczy z Obamą, oskarżając prezydenta o to, że "nie rozumie Ameryki" i próbuje zmienić ją na modłę europejskich państw opiekuńczych.