Miliband: Brytyjskie firmy łupią klientów

Przywódca Partii Pracy chce wypowiedzieć wojnę „kulturze zdzierstwa” panującej na Wyspach

Publikacja: 19.01.2012 02:17

Ed Miliband wzywa Brytyjczyków do walki z chciwymi firmami

Ed Miliband wzywa Brytyjczyków do walki z chciwymi firmami

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Ed Miliband, który stanął na czele Partii Pracy po jej wyborczej klęsce w 2010 roku, próbuje podbić serca Brytyjczyków. W wywiadzie dla „Daily Telegraph" zaapelował o walkę z chciwymi firmami, które dyktują zbyt wysokie ceny. „W kraju panuje kultura zdzierstwa. Uczciwy zysk jest istotny, ale nie można żerować na klientach" – mówił Miliband.

Jako przykład podał prowizje pobierane przez fundusze emerytalne. Z badań wynika, że od pieniędzy emerytów firmy finansowe pobierają aż 16 różnego rodzaju opłat. Innym dowodem szerzącego się zdzierstwa mają być wysokie kary dla osób, które przekroczą limit zadłużenia w banku. W ten sposób bankowcy zarabiają dwa miliardy funtów rocznie.

Zdaniem Milibanda przy każdej okazji dodatkowe opłaty z klientów zdzierają linie lotnicze. Każą sobie słono płacić za nadbagaż, transakcję za pomocą karty kredytowej, a nawet za to, że pasażer odprawia się bez karty pokładowej. Przywódca laburzystów wziął też na cel opłaty parkingowe sięgające kilku funtów za godzinę postoju. Oberwało się również firmom telefonicznym, które kasują 50 pensów za minutę połączenia z infolinią, na której klienci mogą składać skargi.

Zdaniem Milibanda konieczne jest powołanie organizacji monitorującej przejrzystość i zasadność opłat. Miałoby to zwiększyć konkurencyjność gospodarki.

– Hasło walki ze zdzierstwem nie jest nowe. Od czasu do czasu powraca niczym odgrzewany kotlet. Wszyscy wiedzą, że to tylko zagrywka pod publiczkę, a Miliband nie byłby w stanie zmniejszyć różnych opłat. Mamy w końcu wolny rynek – mówi „Rz" Robin Pettitt, politolog z Kingston University w Londynie.

Komentatorzy przypominają, że takie hasło pojawiło się już w 1999 roku. Zaledwie dwa lata po historycznym zwycięstwie Partii Pracy pod przywództwem Tony'ego  Blaira chciwość firm krytykował minister ds. przemysłu Stephen Byers. „Wielu konsumentów płaci jak za zboże za produkty fatalnej jakości, zdzierstwo jest usankcjonowane i przenosi się z miejsca w miejsce" – mówił minister. Inny z ministrów naraził się na szydercze komentarze, podając jako przykład wysokie ceny napojów chłodzących w pubach.

Wtedy jednak Wielka Brytania nie była w recesji. Miliband liczy, że jego apel padnie na podatny grunt, bo Brytyjczycy już dawno nie byli zmuszeni do tak mocnego zaciskania pasa. Rządząca koalicja torysów i Liberalnych Demokratów, walcząc z gigantycznym deficytem, wprowadziła głębokie cięcia wydatków publicznych. Tysiące ludzi straciło pracę. A to dopiero początek, bo wiele oszczędności wejdzie w życie dopiero w 2012 roku.  „Standard życia został zduszony jak nigdy przedtem i musimy zrobić wszystko, aby zdjąć ciężar z barków społeczeństwa" – tłumaczy Ed Miliband.

Wielka Brytania od czasu reform wprowadzonych przez Margaret Thatcher jest jedną z najbardziej liberalnych i, mimo kryzysu, najsilniejszych gospodarek w Europie. Pomysły większej regulacji wywołują gwałtowne protesty środowisk biznesowych. Miliband zapewnia, że zmuszenie firm do obniżenia części opłat poprawiłoby konkurencyjność gospodarki. I powołuje się na przykład USA, gdzie prawa klientów są jego zdaniem lepiej chronione.

– Przez pół roku mieszkałem ostatnio we Francji i tam opłaty bankowe są takie, że w Wielkiej Brytanii nikomu się nawet nie śniło. Ceny naszych parkingów są irytujące, ale nie jest to coś, na czym można zbić kapitał polityczny. Partia Pracy ma poważny problem, bo nie potrafi przedstawić dużej idei, która w atrakcyjny i wiarygodny sposób odróżniałaby ją od torysów. Ten apel Milibanda na pewno taką ideą nie jest – mówi dr Pettitt.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1182
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński