Ed Miliband, który stanął na czele Partii Pracy po jej wyborczej klęsce w 2010 roku, próbuje podbić serca Brytyjczyków. W wywiadzie dla „Daily Telegraph" zaapelował o walkę z chciwymi firmami, które dyktują zbyt wysokie ceny. „W kraju panuje kultura zdzierstwa. Uczciwy zysk jest istotny, ale nie można żerować na klientach" – mówił Miliband.
Jako przykład podał prowizje pobierane przez fundusze emerytalne. Z badań wynika, że od pieniędzy emerytów firmy finansowe pobierają aż 16 różnego rodzaju opłat. Innym dowodem szerzącego się zdzierstwa mają być wysokie kary dla osób, które przekroczą limit zadłużenia w banku. W ten sposób bankowcy zarabiają dwa miliardy funtów rocznie.
Zdaniem Milibanda przy każdej okazji dodatkowe opłaty z klientów zdzierają linie lotnicze. Każą sobie słono płacić za nadbagaż, transakcję za pomocą karty kredytowej, a nawet za to, że pasażer odprawia się bez karty pokładowej. Przywódca laburzystów wziął też na cel opłaty parkingowe sięgające kilku funtów za godzinę postoju. Oberwało się również firmom telefonicznym, które kasują 50 pensów za minutę połączenia z infolinią, na której klienci mogą składać skargi.
Zdaniem Milibanda konieczne jest powołanie organizacji monitorującej przejrzystość i zasadność opłat. Miałoby to zwiększyć konkurencyjność gospodarki.
– Hasło walki ze zdzierstwem nie jest nowe. Od czasu do czasu powraca niczym odgrzewany kotlet. Wszyscy wiedzą, że to tylko zagrywka pod publiczkę, a Miliband nie byłby w stanie zmniejszyć różnych opłat. Mamy w końcu wolny rynek – mówi „Rz" Robin Pettitt, politolog z Kingston University w Londynie.