Kraj jest już winny wierzycielom 360 miliardów euro, czyli 160 proc. PKB – najwięcej ze wszystkich krajów UE. Wpływy do budżetu są tak ograniczone, że kraj wciąż ma deficyt na poziomie 10 proc. Gospodarka już piąty rok pogrążona jest w recesji i w tym roku skurczy się od trzech do nawet sześciu procent.

Władze i część ekonomistów podkreślają, że trzeba poczekać na efekty wprowadzonych reform. Ale z grudniowego raportu OECD i najnowszej analizy Centre for European Reform w Londynie wynika, że brak pozytywnych zmian to efekt niewydolności administracji państwowej, która nie jest w stanie skutecznie wdrożyć reform.

Przeciętne greckie ministerstwo ma 440 różnych departamentów i wydziałów. Co piąty z nich nie zatrudnia żadnych pracowników poza dyrektorem. Administracja centralna zajmuje imponującą liczbę 1500 budynków.

Przed reformami w sektorze publicznym zatrudnionych było milion osób, czyli jedna piąta wszystkich pracujących. Urzędnicy byli przyzwyczajeni do zarobków o 60 proc. wyższych niż pracownicy sektora prywatnego, mieli gwarancje zatrudnienia i nikt ich nie rozliczał z wykonanej pracy.

Reformy miały to zmienić, ale w 2010 roku i pierwszej połowie 2011 r. zatrudnienie w budżetówce wzrosło o 20 tys. osób. Natomiast zarobki spadły zaledwie o sześć procent, chociaż pracownicy sektora prywatnego zarabiają aż 30 proc. mniej niż przed kryzysem. Administrację wciąż przeżerają nepotyzm i korupcja. Za najbardziej skorumpowanych uchodzą urzędnicy podatkowi. W efekcie w kraju, który liczy na zagraniczną pomoc, nie udaje się odzyskać 60 miliardów euro należnych podatków.