Wczorajszy wiec na południu Francji był pierwszą w tej kampanii wielką demonstracją poparcia dla prezydenta. 57-letni Sarkozy dopiero w zeszłym tygodniu oficjalnie ogłosił, że wystartuje w zaplanowanych na 22 kwietnia wyborach. Zdaniem ekspertów od kreowania wizerunku jest już za późno, by przekonać francuskich wyborców do zmiany zdania o swym przywódcy. Obecny prezydent Francji jest postrzegany przez większość wyborców jako „prezydent dla bogaczy".
– Dwa miesiące przed wyborami to nie czas na próbę zmiany wizerunku prezydenta – zauważył Bruno Jeanbart z OpinionWay, podkreślając, że w walce o odzyskanie miłości Francuzów do Sarkozy'ego klęskę może ponieść nawet jego piękna żona Carla Bruni.
Prezydent nie składa jednak broni. Owacyjnie witany przez tysiące zwolenników przekonywał wczoraj w Marsylii, że „nie boi się prawdy" i nadal uważa, że podjęte przez niego podczas pierwszej kadencji decyzje – podniesienie wieku emerytalnego, cięcie wydatków czy podnoszenie podatków – były słuszne. Podkreślał też, że to właśnie dzięki jego przywództwu Francja poradziła sobie ze światowym kryzysem gospodarczym lepiej od sąsiadów.
Podczas godzinnego przemówienia Nicolas Sarkozy ostro atakował swego najgroźniejszego rywala, socjalistę Francois Hollande'a. To „Thatcher w Londynie i Mitterrand w Paryżu" – mówił prezydent, przekonując, że Hollande, który we Francji ostro krytykuje światową finansjerę, w rozmowach z europejskimi liderami przyjmuje już dużo bardziej ugodowy ton.
Opublikowany w niedzielę przez LH2-Yahoo! sondaż opinii publicznej nadal przewiduje jednak, że w drugiej turze (zaplanowanej na 6 maja) Hollande zmiażdży Sarkozy'ego, zwyciężając 55 proc. do 45 proc.
Tymczasem paryscy prokuratorzy wszczęli śledztwo w sprawie listu z rysunkiem trumny, w którym nieznani sprawcy grozili Francois Hollande'owi śmiercią.