Grecja uniknęła na razie chaotycznego bankructwa. Uspokaja to chwilowo nastroje, także w Polsce. Do zakończenia kryzysu w strefie wciąż jednak daleko. Jeśli nawet Grecja zetnie dług publiczny o 25 proc., do 120 proc. PKB w 2020 r., wciąż będzie za duży, aby go spłacić. – Potrzebne będą dalsze restrukturyzacje zadłużenia – mówi „Rz" Nicholas Spyro, szef brytyjskiej firmy badawczej Spiro Strategy.
To tym bardziej prawdopodobne, ponieważ reformy gospodarcze w Helladzie nie przynoszą spodziewanych efektów. Według najnowszych danych gospodarka skurczyła się w 2011 r. ok. 7 proc. Co gorsza, ani w tym, ani w przyszłym roku nie wyjdzie z recesji. Spadają też wpływy z podatków. Poufny raport MFW, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego mówi, że Grecja będzie potrzebować trzeciego pakietu pomocowego wartego co najmniej 50 mld euro. Niepewna jest także sytuacja polityczna. Inwestorów już teraz niepokoją majowe wybory, które nie przyniosą zapewne stabilizacji.
Z Grecji kryzys może rozlewać się po Europie. Zwłaszcza że unijni politycy, naginając zasady, aby pomóc Atenom, podważyli zaufanie do długu innych państw z peryferii strefy euro.
– To może wywołać problemy na następne 10 lat. Rynek skupi się teraz na Portugalii – prognozuje Marc Ostwald, ekonomista z Monument Securities. Rentowność tamtejszych obligacji jest bliska 15 proc., a kraj jest pogrążony w ciężkiej recesji. Będzie zapewne potrzebował drugiego pakietu pomocowego.
Europa nie zdołała także stworzyć realnych mechanizmów ratunkowych, by w razie czego móc uratować Hiszpanię i Włochy. Na razie te kraje dają sobie radę, m.in. ze względu na tanie pożyczki z EBC. Nikt nie gwarantuje jednak, że sytuacja się nie pogorszy.