Kandydat opozycji na prezydenta Henrique Capriles Radonski depcze Chavezowi po piętach. Ostatni sondaż ośrodka badania opinii publicznej Consultores 21 daje prezydentowi 46 proc. głosów, a jego rywalowi 45 proc. 57-letni Hugo Chavez rządzi krajem od ponad 12 lat dzięki dostosowaniu konstytucji do swoich potrzeb, pompowaniu pieniędzy z eksportu ropy naftowej w programy pomocy dla biednych i tłamszeniu opozycji. 39-letni Capriles Radonski, do niedawna mało znany w świecie gubernator Mirandy (mający polskie korzenie), wygrał ostatnio opozycyjne prawybory i rozpoczął kampanię.
W jedności siła
Jego wysokie notowania potwierdzają słuszność strategii opozycji, która po latach bratobójczych walk zdecydowała się na wystawienie wspólnego kandydata, wskazanego przez wyborców. W prawyborach przeprowadzonych 12 lutego wzięły udział 3 miliony Wenezuelczyków, ponad 60 proc. poparło Caprilesa Radonskiego, co dało młodemu politykowi na starcie mocną pozycję w pojedynku z Chavezem.
Właściwie z jego cieniem, bo dziewięć miesięcy choroby osłabiło prezydenta zarówno fizycznie, jak i politycznie, mimo zapewnień, że wystartuje w wyborach 7 października „z rakiem czy bez" i będzie rządził do 2031 roku. Nikt w to nie wierzy. I chociaż atakowanie ciężko chorych liderów jest w Ameryce Łacińskiej uważane za nietakt, coraz częściej słychać głosy, że choroba zmusi prezydenta do kapitulacji. Były szef Centralnej Komisji Wyborczej Eduardo Semtei twierdzi, że walczący kolejny raz o reelekcję prezydent „nie może chodzić, występować publicznie ani całować staruszek". A przecież tak właśnie Chavez zyskiwał popularność. Gdziekolwiek się pojawiał, otaczały go tłumy fanatycznych zwolenników, gotowych bić się do ostatniej kropli krwi, by zapewnić mu zwycięstwo.
Po dwóch operacjach na Kubie (w czerwcu zeszłego roku i pod koniec lutego tego roku), kilku cyklach chemioterapii czeka go seria naświetlań, a najbardziej optymistycznie nastawieni lekarze dają mu najwyżej dwa lata życia. Według Semteia w lipcu, najpóźniej w sierpniu Chavez oficjalnie ogłosi, że nie będzie kandydował. Jego Zjednoczona Socjalistyczna Partia Wenezueli powinna więc już zacząć szukać alternatywy. W tym kontekście pada czasami nazwisko szefa Zgromadzenia Narodowego Diosdado Cabello, ale o schedę po swym byłym towarzyszu broni chcą też walczyć wojskowi, którzy 20 lat temu podjęli pod jego dowództwem nieudaną próbę puczu.
A może córka
Konflikt w obozie władzy mógłby ułatwić zwycięstwo opozycji, co prowadziłoby do zawrócenia kraju z drogi, którą Chavez z żelazną konsekwencją podąża od 12 lat. Aby w pełni zrealizować jego projekt, który sam nazywa rewolucją boliwariańską lub socjalizmem XXI wieku, trzeba dokończyć nacjonalizację kluczowych gałęzi gospodarki, w tym sektora energetycznego. Chory lider myśli ponoć o przekazaniu władzy jednej z dwóch starszych córek (ma czworo dzieci, w tym tylko jednego syna). Najpierw prowadziłaby za niego kampanię, a gdy się okaże, że musi się wycofać, byłaby wystarczająco popularna i kochana przez biedotę, żelazny elektorat Chaveza, by zmierzyć się z Caprilesem Radonskim. Najczęściej wymienia się 32-letnią Marię Gabrielę, ulubienicę prezydenta, młodszą z dwóch jego córek z pierwszego małżeństwa. Ale starsza, Rosa Virginia, też nie jest bez szans. Obie pełniły już na zmianę funkcję pierwszej damy, bo Chavez dwukrotnie się rozwodził i nie ma żony. Ostatnio często pojawiały się na rodzinnych fotografiach, które miały złagodzić wizerunek Chaveza, znanego w świecie z autorytarnych rządów, wściekłych ataków na Amerykę oraz przyjaźni z Muammarem Kaddafim, Mahmudem Ahmadineżadem i braćmi Castro.
Dożyć do wyborów
Prezydent nie zrezygnuje z reelekcji, jeśli nie będzie przykuty do łóżka, Capriles Radonski musi więc być gotów na starcie z człowiekiem, którego połowa Wenezuelczyków wynosi pod niebiosa za zapewnienie im dostępu do opieki zdrowotnej czy wody pitnej, a ich dzieciom do darmowego wykształcenia.
Rywal Chaveza powinien na siebie uważać. Prezydent ujawnił kilka dni temu, że tajne służby odkryły plan zamachu na życie gubernatora Mirandy. Chavez zarzekał się wprawdzie, że jego rząd nie ma z tym nic wspólnego, ale informacja o spisku zabrzmiała bardziej jak pogróżka niż jak ostrzeżenie, a zniknięcie mocnego konkurenta byłoby prezydentowi na rękę. W Wenezueli nie brak zaś fanatyków, którzy zrobiliby wszystko dla Chaveza. W kraju roi się też od agentów Kuby, która nie chce stracić największego sojusznika, dostaw taniej ropy i pieniędzy z Caracas.